Głównym tematem tej pracy jest zagubienie, zastanowienie i odnalezienie. Zagubienie w przestrzeni wirtualnej wynika z dziecięcego entuzjazmu oraz zachłyśnięcia się jej nowością, jest zatem zagubieniem w znacznej mierze ludycznym. Zastanowienie a nawet zachowawcza zaduma (o czym mowa w interludium) wynika z dostrzeżenia granic owego entuzjazmu, jak również z zauważenia ograniczeń, które dotyczą wszystkiego we wszechświecie a więc także możliwości świata wirtualnego. Odnalezienie wreszczie jest zrozumieniem jedności świata wirtualnego i niewirtualnego, przyjęciem do wiadomości głębokich konsekwencji elekronizacji życia ludzkiego. Jest również przekroczeniem bariery, jaką stanowi zarówno nadmiar naiwnego entuzjazmu, jak też (może jeszcze bardziej) postawa zachowawcza. sprzeciwiająca się rozwojowi naszego świata. Ta ostatnia postawa wynika z obawy przed ujęciem świata jakoistniejącego także, w sposób niezbędny, w przestrzeni wirtualnej. Wirtualność stanowi zresztą tylko jeden spośród wymiarów postępu frozwijanych dzięki zaawansowanej inżynierii – zarówno komputerowej, jak bioinżynierii czy inżynierii materiałowej.
Argument mój postępuje wedle heglowskiego porządku tezy, antytezy i syntezy, a stąpam dróżką-leśną utorowaną przez Heideggera, choć zakończenie jest iście ingardenowskie. W zakończeniu pokazuję, że jakkolwiek istnieje różnica między tym co komputerowe, elektroniczne czy wirtualne a tym co biologicznie ludzkie, różnica owa ma charakter nieostry i nie stanowi bariery czy też przepaści o głębszym znaczeniu ontologicznym; różnica między naturą i techiką już teraz posiada nikłe znaczenie praktyczne.
Zagubienie – w modusie ludycznej ekscytacji
Tak wiele zapoznanych oczekiwań i płonnych obaw.
Ontologia Informacji.
Jeszcze niedawno sądzono, iż epoka wirtualnej przestrzeni stanowić będzie początek uniwersalnej pamięci, że to, co znajdzie się w sieci nigdy nie zaginie. Postulowano, a nawet do dzisiaj stawia się postulat, by utrzymywanie i tworzenie informacji uznać za probierz wartości moralnej Jednak coraz wyraźniej dociera do nas, iż sytuacja jest zgoła odmienna: epoka sieci jest epoką iście Orwellowskiego zapomnienia. Sieć jest środowiskiem zapomnienia, gdyż produkcja pamięci komputerowej nie nadąża za tempem tworzenia informacji. Zapomnienie powstaje w znacznej mierze ze względu na ludzkie priorytety. Już wiele lat temu komputerowcy mówili o wykorzystaniu całej dostępnej w biurach przestrzeni fizycznej, np. biurek i ścian na pamięć twardą. Jednakże proces ten przebiega wolniej niż przewidywano. W wielu przejawach ludzkiej opieszałości można dopatrzeć się metafizycznej mądrości. Zapamiętanie wszystkiego nie jest bowiem ważne, a nadmiar informacji jest podobnie nieprzydatny jak jej niedostatek1.
Zapominanie jest jedną z kategorii odchodzenia. Podobnie jak umieranie, umiejętność odchodzenia jest metafizycznie konieczna po to, by zostawić miejsce , które staje się miejscem rozwoju. Kurtzwell, pdobnie jak wielu alchemików w historii, próbuje dążyć do uwiecznienia swej jednostkowej świadomości nie rozumiejąc zarazem metafizycznej miałkości takiego projektu2. Podobnie jak dążenie Nimroda, by wedrzeć się w niebo z pomocą niebotycznejwieży Babel, dążenie Kurtzwella jest nie tyle bluźniercze w kontekście naruszenia zasad jakiejś historycznie ograniczonej religii, np. tradycji judeo-chrześciańskiej. ale wydaje się ono niezgodne również ze statusem ontologicznym człowieka, jako jednostki ograniczonej w czasoprzestrzeni, a dzięki ograniczoności tej pozostawiającej obszar wolności tak dla siebie, jak i dla przyszłych pokoleń. Warto tutaj pamiętać starożytnych Greków, np. Parmenidesa, wedle których to, co nieograniczone jest zasadniczo niedoskonałe. W kulturze judeo-chrześciańskiej jest to prawdą w świecie, a niedotyczy jedynie Boga. Podobnie jak komórka rakowa, człowiek nieograniczony śmiercią, nieznający odpowiedniego miejsca i granic swojego życia, staje wampirem czasu i przynosi śmierć oraz chorobę tam, gdzie tylko się zjawi. Nieśmiertelność jednostkowa stanowiłaby w swej konsekwencji naruszenie zasady wolności Milla, a więc tezy, iż mamy prawo do takiej miary wolności jaka jest zgodna z taką samą wolnością przyznaną innym. Wynika to nie tylko z tego, iż nie wszyscy mogliby żyć wiecznie bo nie mielibyśmy na to warunków (na ten zarzut odpowiedzieć można np. drakońskim ograniczeniem liczby urodzeń, albo też przez radykalne przyspeiszenie rozwoju technologicznego). Z rozważań tych wynika, iż nowe pokolenie ma prawo do tego, by w pewnym momencie stać się pokoleniem najstarszym, by zastąpić pokolenia wcześniejsze – w pewnym znaczącym sensie mamy prawo do tego bolesnego momenty gdy pokolenia starsze odejdą i zostawią nas na gospodarstwie. Porzuciliśmy zatem oczekiwanie uniwersalnej pamięci, a jak się zdaje także etykę Floridiego, która zakłada, że informacja ma inherentną i niezależną od jej użyteczności wartość moralną.
Wykluczenie cyfrowe.
Niedawno jeszcze obawiano się, iż rozwój technolgiczny doprowadzi do wykluczenia cyfrowego. Myślano, iż niezamożne grupy społeczne zostaną w tyle z powodu pozbawienia dostępu do sieci. W pewnym momencie, okołu roku 2000, akcje zmierzające do zapewnienia dostępu do sieci osobom ubogim i starszym miały duże znaczenie. Jednakże, podobnie jak samochody, lodówki i wszelka nowa technologia, po krótkim czasie interent stał się powszechnie dostępny i w rzeczywistości zmniejszył różnice w dostępie do informacji między różnymi grupami społecznymi. Obecnie ten sam proces wzrostu dostępu do informacji przebiega w biedniejszych z krajów rozwijających się, częściowo dzięki inicjatywom filantropijnym, które zakrojone są na dużą skalę3 a częściowo dzięki ominięciu przez społeczeństwa biedniejsze wielu szczebli rozwoju cywilizacyjnego i przejściu ‘na sktróty’ i po zniżonych kosztach do fazy społeczeństwa cyfrowego. Różnica między tymi, kto ma lepsze i gorsze komputery nie jest o wiele ważniejsza społecznie niż różnica między tym, kto bawi się ładniejszymi, a kto skromniejszymi zabawkami; nie jest to różnica decydująca o społecznej stratyfikacji. Obawa przed cyfryzacją jako przyczyną rozwarstwienia społecznego okazała się zatem płonna.
Ograniczenia copyright.
Oczekiwano, że epoka cyfrowa stanie się erą uniwersalnego dostępu do informacji. Było tak zwłaszcza w ‘epoce Napstera’, gdy dostęp do nagrań i filmów online był trywialnie łatwy. Wydawało się, iż nowa sztuka oparta na przetwarzaniu dostępnych kanałów dźwiękowych zdominuje wiek XXI. Jednakże kontratak prawny wytwórni muzycznych i filmowych spowodował klęskę Napstera i wstrzymanie tego procesu kulturowego4. Po krótkiej fazie stagnacji, powstają obecnie, choć z wolna, metody integracji interesu wytwórni oraz masowego dostępu publiczności do wytworów kultury muzyczno-filmowej.
Spotkania.
Sądzono, że wirtualne spotkania, np. w platformie ‘Second Life,’ zdominują życie społeczne a także wiele obszarów biznesu. W rzeczywistości platformy te, po kilkuletnim okresie szybkiego rozwoju, pozostają produktem niszowym w skali globalnej. Jednocześnie wzrasta zastosowanie produktów ‘konserwatywnych’, opartych o technologię dążącą do zbliżenia form i warunków pracy zdalnej do tych w systemie tradycyjnym. Spotkania biznesowe odbywają się zatem coraz częściej w formie wideokonferencji, która dzięki wysokim parametrom technicznym (takim jak wielkie ekrany i efektywne metody przesyłu danych) i przystosowaniom estetycznym (np. pokoje na dwóch kontynentach mają ten sam wystrój a nawet lamperię na tej samej wysokości tak by powstało złudzenie optyczne, że grupy uczestników z różnych lokalizacji znajdują się w jednym pokoju) imituje interakcje w realu. To samo dotyczy e-learningu, który przebiega albo w formie tele-wykładów, np. w systemie Coursera, albo też na platformach typu Moodle lub Blackboard, które uzyskują wysoki stopień imitacji funkcjonalnej procesu nauczania. Wykłady wygłoszone albo pisane, dostarczają informację podobnie jak zagajenia i skrypty w trakcie ćwiczeń na tradycyjnej uczelni, zaś dyskusja na forum przypomina dyskusje podczas konwersatoriów. To samo dotyczy platform do wspólnej realizajci projektów, gdzie przekazywanie plików upodabnia się do przekazywania wydrukowanych dokumentów między członkami zespołu pracującego w jednym pokoju.
Wirtualny rozpad.
Sądzono, że społeczeństwo rozpadnie się niejako na grupę ‘wirtualnych imigrantów’ i ‘virtual natives’ (osób niejako urodzonych w internecie). Przemiany są jednak o wiele bardziej stopniowe. Wielu moich starszych kolegów jest ciągle obecnych w sieci i w wielu sferach funkcjonuje jako digital natives: Ray Schroeder czy Burks Oalkey, a w Polsce Jerzy Mischke. Pionierzy e-learningu akademickiego mogą tutaj służyć za przykład. Z drugiej strony zarówno w Polsce, jak w innych krajach, wielu uczniów oraz studentów z młodych pokoleń nie wykazuje zainteresowania internetem, przejawia nawet pewną niechęć. Są to częstonajlepsi uczniowie zainteresowani książkami i znajdujący się pod silnym wpływem intelektualnym wykształconych rodziców. Tak radykalny podział międzypokoleniowy okazał się hipotezą w znacznej mierze nietrafioną.
Wszystkie przedstawione powyżej przejawy nadmiernego entuzjazmu wobec internetu, a także towarzyszące mu nadmierne obawy, są wyrazami pierwszej fazy rozwoju społeczeństwa cyfrowego zdominowanej przez tzw. wczesnych entuzjastów (czy early adopters).
Interludium – w modusie zadumy
Powyższy etap nazywam zagubieniem w świecie wirtualnyum. Pod względem egzystencjalnym takie zagubienie ma miejsce gdy wszystko, co przynosi dana technologia wydaje się dziwnie znaczące, dla entuzjastów fascynujące aż do granic ekscytacji, zaś dla inych wręcz straszne. Faza ta pojawia się wtedy, gdy nowa technologia jest jeszcze mało powszechna a wdrożenie się w nią (koszt wejścia) jest związane z ogromnym nakładem pracy. Tak wysoką barierę pokonują jedynie osoby bardzo daną technologią zainteresowane, pasjonaci, dla których staje się ona czymś między poważnym hobby a życiowym wyzwaniem. Mieliśmy na przykład epokę cyklistów, albo zapalonych automobilistów z początku XX wieku, nie wspominając już o pierwszych lotnikach. Taki też charakter miała epoka ‘komputerowców’, której znamiona opisuje pierwsza część tego artykułu.
Gdy jednak, poniekąd dzięki wysiłkom entuzjastów, używanie nowej technologii staje się szeroko dostępne i powszednieje, decydującym kryterium staje się łatwość użycia, jak również koszt w skali masowej i inny rodzaj ludzi zaczyna dominować w danej dziedzinie. Żeby posiadać samochód nie muszę być zapalonym automobilistą, podobnie jak posiadanie komputera nie wymaga dzisiaj zaawansowanej wiedzy o komputerach czy programowaniu. Przejście do fazy drugiej wiąże się, dla zapaleńców, z pewną dozą rozczarowań, ponieważ świat byłby całkowicie inny, gdyby każdy traktował nową technologię jako centrum swego życia i miał pasję do latania, prowadzenia lub ulepszania samochodu, czy też do zaawansowanych aplikacji komputerowych. Tak się jednak nie dzieje. Ludzie zajmują się swoimi sprawami (go about their own business), a nowa technologia interesuje ich o tyle, o ile pomocna jest w ich codziennych obowiązkach. Wiele z marzeń o nowej epoce nie zostanie w krótkim terminie zrealizowanych, niektóre w ogóle się nie urzeczywistnią. Nazywam ten etap interludium w rozwoju danej technologii.
Faza druga warta jest chwili zadumy, zresztą analogiczny moment zadumy następuje w procesie rozwoju cywilizacji. Nam, zwolennikom rozwoju (bo jak rozumiem większość czytelników, przez sam fakt, że stali się czytelnikami tej pracy, należy do zwolenników rozwoju cywlizacyjno-technologicznego), nie łatwo jest zauważyć piękno postawy konserwatywnej. Jest to piękno zatroskania, piękno próby uratowania atmosfery na starym rynku, w alkowie, w jakimś kamiennym krużganku (jaki opisałby profesor Zin), a także przeżycie spaceru bez telefonu komórkowego albo czytanie książki w ślicznej skórzanej oprawie. Paradoksalnie, jest to postawa iście ekologiczna:To przecież zachowawczy monarchowie zachowali, ocalili, żubry, pandy czy śnieżne małpy, po części dla swych polowań ale po części z szacunku. Nie ma nic złego w próbach życia bez telewizora czy internetu, natomiast zrozumienie prób takiego życia pozwala nam łatwiej uzmysłowić sobie elementy romantycznego konserwatyzmu w nas samych. Jak wielu zwolenników rozwoju internetu sprzeciwia się rozwojowi e-learningu, a jeszcze więcej popiera Unijne ograniczenia w stosowaniu genetycznie zmodyfikowanych produktów rolnych.
W modusie zadumy niemal każdy z nas jest po części po stronie rozwoju zaś po części konserwatystą. W epoce nagłych zmian niezbędne jest, by odpowiedzieć na pytanie, co zachować, a co odrzucić. Zachowanie pewnych praktyk, pamiątek, tradycji jest równie ważne, co wprowadzanie nowych wspomnień i pamiątek.. Każdy człowiek myślący, zdolny do refleksji, w pewnym sensie znajduje się w dwóch zupełnie różnych obozach: zachowawczym oraz w obozie nastawionym na rozwój. Owe zwalczające się obozy są przede wszystkim w nas samych. Jestem w tak znacznym stopniu zwolennikiem rozwoju, że nie akceptuję granicy między tym co sztuczne i naturalne, wirtualne i realne, genetycznie, czy mechanicznie zmodyfikowane lub niezmodyfikowane – a równocześnie jestem zwolennikiem pozostawiania różnych zabytków, w tym (jak sugeruje w innym kontekście T. Nagel) tradycyjnych sposobów życia. Właśnie zapośredniczenie lub wręcz porzucenie ostrej granicy między tym, co cyfrowe a tym, co ‘w realu’ jest głównym przesłaniem tego artykułu, rozwiniętym w jego trzeciej części.
Odnalezienie – w modusie jedności sfery życia (jedności heidgerowskiego ethosu)
Wreszcie następuje etap trzeci, kiedy nowa technologia staje się częścią głównego nurtu rozwoju cywilizacyjnego i gdy rozwijają je w pierwszym rzędzie nie indywidualni entuzjaści ale korporacje i inne instytucje należące do main stream. Jest to etap profesjonalizacji a zwłaszcza integracji tego, co nowe, z resztą naszego życia. Nazywam to odnalezieniem w wirtualnym świecie.
Przejdźmy zatem do fazy odnalezienia w przestrzeni cyfrowej. Zdaniem autora odnalezieniem takim jest zrozumienie, że przestrzeń cyfrowa jest przestrzenią spójną z innymi wymiarami, w jakich żyje człowiek, jest ona naturlanym przedłużeniem (extension) przestrzeni fizycznej, a w rzeczy samej jest ona fizyczna przecież. Nasza cyfrowa dorosłość powinna stanowić heglowską syntezę pomiędzy tezą, tworzoną przez entuzjastów cyfryzacji, a antytezą tworzoną w odpowiedzi na ten entuzjazm przez cyfryzacyjnych sceptyków. Syntezą taką jest uznanie przestrzni cyfrowej za normalną część przestrzeni ludzkiego życia, ethosu w sensie Heideggerowskim.
Normalność wymaga samouznania, a więc, jak powiedziałby M. Siemek, uznania tej normalności za normalność właśnie. Tak jak nie zostało prawnie ustalone, jaki procent życia, nauki czy biznesu może odbywać się w budynkach z drewna, z cegły albo ze szkła i metalu, podobnie nie ma powodu wymuszać, ani ograniczać udziału przestrzeni cyfrowej w ogólnej sferze życia. Musimy dojrzewć do tego, by dostrzegać przestrzeń cyfrową jako część po prostu przestrzeni (przestrzeni tout court). Oto przykłady takiej normalnosci, w Polsce jeszcze nie wypełnionej realnością prawa i praktyki społecznej..
W wielu przypadkach możliwe i wskazane jest wprowadzanie pracy na odległość (distance work) gdzie pracownik nie musi być obecny w miejscu pracy. Bywa i tak, iż nie istnieje jakieś fizyczne miejsce owej pracy. Miejscem pracy może być platforma projektu w Google Docs, albo Second Life czy innej platformie wirtualnej. Narzędzia wideokonferencyjne, które stają się coraz lepsze i powoli też racjonalne kosztowo powodują, że skąd inąd celne argumenty psychologiczne dotyczące potrzeby kontaktu wzrokowego, komunikacji werbalnej i niewerbalnej skierowane przeciwko pracy na odległość stopniowo tracą zastosowanie. Jedyna rzecz, której nie można robić na odległość to wzajemnie się dotykać, aczkolwiek gdy jest to potrzebne, np. w przypadku medycyny na odległość, istnieją już metody przekazywania wrażenia dotyku (wypracowane zresztą w budowie gier i dla zastowosań erotycznych, głównie w Japonii). Rozwój medycyny na odległość (distance medicine) wchodzącej w USA do masowego użycia, stanowi najlpeszy dowód tego, że naturalnych barier rozwoju pracy na odległość jest bardzo niewiele. Główną, ale nienaturalną, barierą jest właściwa wielu osobom niechęć do zmian i niewiedza, jakie cechują wielu sceptyków.
Jak pisałem w części pierwszej, także nadmierne przejawy entuzjazmu zwolenników cyfryzacji, mają pośrednio negatywny wpływ na tworzenie się społeczeństwa niewidomegona punkcie cyfryzacji, czy też jej braku. Niewidomość jest tutaj kategorią metaforyczną, użytą w kontkeście, w jakim mówi się o społeczeństwie color blind (niewidomym na punkcie rasy, w którym kolor skóry nie ma żadnego znaczenia) czy gender blind (w którym różnice płci nie mają wpływu na na zatrudnienie, traktowanie czy wynagrodzenie). Płaszczyzna cyfrowa lub jej brak nie powinny o niczym przesądzać, w miarę szeroko rozumianego rozsądku. I tutaj pojawia się pogląd kontrowersyjny nieco, z gatunku konserwatywnych, ale w rzeczywistości raczej egalitarny: zmuszanie wszystkich do aktywnego funkcjonowania w płaszczyźnie cyfrowej jest podobnym ograniczaniem ich wolności jak zabranianie w niej funkcjonowania. A zatem wymuszanie cyfryzacji jest równie nieuprawnione jak jej zakazywanie czy ograniczanie. Prawo do cyfryzacji powinno być analogicznie respektowane jak prawo do decyfryzacji, czyli załatwienia wszystkich niemożliwych do uniknięcia spraw w realu. Na przykład e-government (‘rząd cyfrowy’) jest wspaniałym osiągnięciem, daje nam bowiem prawo do załatwienia wielu spraw za pomocą Internetu. Jednocześńie powinno jednak istnieć analogiczne prawo do decyfryzacji, tj. wszelkie zasadnicze funkcje rządu i instytucji użyteczności publicznej, w tym płacenie podatków, dostawanie paszportów czy wiz, powinny być w pełni dostępne także w przestrzeni nie-cyfrowej, realizowane w sposób tradycyjny. Uważam, że powinno istnieć szeroko zakrojone ustawodastwo w tej sprawie.
Co równie ważne, a na gruncie polskim ważniejsze, powinno istnieć analogiczne prawo do cyfryzacji a więc do załatwienia w sieci wszystkich istotnych spraw, które mogą być w niej załatwione.. Dotyczy to także e-learningu czyli nauczania przebiegającego w stu procentach przez internet. Jak o tym wielokrotnie pisałem5, wedle Fundacji Sloan-C tylko zajęcia prowadzone w 100% w internecie, włącznie z rejestracją studentów i egzaminem, są nauczaniem online. Gdy niezbędny jest jakikolwiek kontkat osobisty, są to zajęcia blended. Klasyfikację tę przyjęto nie bez powodu.Kierowano się tym, iż każdy wymóg pojawienia się na uczelni oznacza wykluczenie osób, które pojawić się tam nie mogą: ciężko chorych, odbywających aktywną służbę wojskową na misji zagranicznej, uwięzionych, mieszkających za granicą, czy też niezwyklezaabsorbowanych innymi obowiązkamiod dyrektorów, poprzez obsługę samolotów aż po samotne matki). Jeżeli nie oferujemy nauczania przez internet osobom, które go naprawdę potrzebują to nic dziwnego, że brak znaczącego zainteresowania w Polsce tematem nauczania poprzez sieć6. Obecna ustawa o szkolnictwie wyższym nakładająca ograniczenia procentowe co do nauczania przez internet oraz wymagająca tego by egzaminy odbywały się w siedzibie uczelni jest przestarzała i stawia nas w ariergardzie tworzenia społeczeństwa cyfrowego.
Integracja przestrzeni cyfrowej w ramach całości przestrzeni ludzkiego życia wymaga przezwyciężenia także innych, głębiej zakorzenionych obiekcji. Istnieją dosyć istotne obawy dotyczące społeczństwa cyfrowego, takie jak strach przed singularity, czyli sytuacją, w której komputery zaczną rozumieć więcej niż ludzie i to tak dalece, że ich rozumienie świata będzie rozumieniem innego rzędu wielkości niż wiedza jakiegokolwiek człowieka. (Można to sobie uzmysłowić porównując człowieka i zajączka. Zajączek jest inteligentny bo wie jak się ukryć w norce, jak ją w ogóle zbudować, jakie jeść chwasty i czego się wystrzegać. Jednakże nie można mu powiedzieć nic na temat polityki międzynarodowej czy fizyki teoretycznej, po prostu jego mózg nie jest do przyswojenia takiej wiedzi zdolny.) Istniejący obecnie specjalny internet dla komputerów jest w zasadzie niezrozumiały dla ludzi (podobnie jak wiele dowodów logicznych generowanych przez komputery). Może on być krokiem w stronę takiej przewagi informacyjnej komputerów nad ludźmi, jaką ludzie mają nad zającami – wielu autorów obawia się konsekwencji uzyskania przez komputery takiej przewagi.
Wydaje się jednak, że rozwój idzie w nieco innym kierunku, który również wzbudza trwogę u wielu osób. Dąży się do wzbogacania ludzi o nowe funkcje, czy to dzięki pamięci zewnętrznej, czy to poprzez zwiększenie możliwości intelektualnych człowieka za pomocą inżynierii genetycznej i komputerowej. Niektórzy boją się wynikających z tego rodzaju innowacji potencjalnych nierówności społecznych jakie powstałyby, gdyby niektórzy mieli ulepszone władze poznawcze. Wyobraźmy sobie, że możemy odbudować utracony organ, np. nogę lub oko. Przeważająca większość osób uważa, że powinniśmy to zrobić, o ile koszty nie stanowią problemu. Wyobraźmy sobie teraz scenariusz, w którym technologia nadal się poprawia i możemy skonstruować nogę w 20 procentach lepszą od oryginalnej tak, że używająca jej osoba mniej się męczy. Byłem bardzo zdziwiony, że większość studentów zapytanych o to w trakcie mojego wykładu, zarówno w Polsce (w SGH), jak w Stanach Zjednoczonych (w UIS), odpowiadało na to pytanie w sposób przeczący. Kierowano się głównie argumentem, że tworzenie lepszych organów byłoby niesprawiedliwe i dawałoby przewagę ich posiadaczom. Drugi argument odnosił się do presji, jaką ulepszanie organów wywierałoby na osoby decydujące się pozostać w stanie ‘naturalnym’ a więc bez ulepszeń. Wydaje mi się, że są to argumenty krótkowzroczne, aczkolwiek niepozbawione pewnych racji. Podobnie jak w przypadku samochodu czy ciepłej bieżącej wody, po krótkim okresie, gdy wdrożenie innowacji finansuje się dzięki ustaleniu cen na takim poziomie, że mogą sobie na nie pozwolić tylko najbogatsi, w gospodarce wolnorynkowej cena spada, a produkty stają się powszechnie dostępne. W tym przypadku znowu ostry podział między naturą a kulturą wydaje się przestarzały a nawet niebezpieczny, może bowiem prowadzić do negatywnych konsekwencji. Kierując się tego rodzaju ideą Pol Pot, wykształcony na Sorbonie intelektualista w stylu lat sześćdziesiątych, popełnił zbrodnie przeciwko ludzkości wysyłając populację miast do dżungli. Opierał się on na twierdzeniu, że ten, kto nie może żyć w dżungli nie powinien wcale żyć. Odbierał też okulary i inne nienaturalne ulepszenia człowieka. Ale, jak zauważa m.in. Karol Marx, a także Adam Smith i David Ricardo, rozwój cywilizacji jest rozwojem pozytywnych potrzeb (Marx, ale nie Smith, odróżnia taki rozwój potrzeb od fetyszyzmu towarowego). Jest naturalne, że w ramach rozwoju uzależniamy się od ubrań, gotowanego jedzenia, okularów wreszcie też samochodu i komputera. Fakt, że część naszej zewnętrznej pamięci7 albo zewnętrzny przyrząd do szybszego przemieszczania się, np. hulajnoga, zostanie nam wszczepiony czy w inny sposób zintegrowany ze strukturą biologiczną, nie wydaje się relewantny. Oczywiście radykalni zwolennicy rozdziału między naturą a kulturą będą stać na straży jakiegoś, iście Pol Potowskiego, puryzmu i blokować rozwój pozytywnych potrzeb człowieka a w konsekwencji rozwój cywilizacji.
Wedle fizycznej interpretacji tezy Churcha-Turinga, wszystkie procesy fizyczne dają się opisać za pomocą relatywnie niezłożonych funkcji matematycznych, zatem w sensie filozoficznym należą do przestrzeni cyfrowej. Słuszniejsze jest więc, praktycznie i teoretycznie, dążenie do społeczeństwa funkcjonującego w modusie jedności sfery życia (heidgerowskiego ethosu), społeczeństwa iście niewidomego na to, co jest, a co nie jest cyfrowe, a nawet niezainteresowanego nadmiernie tym, czy dana domena informacyjna plasuje się w internecie, czyimś mózgu, w drukowanej książce, na liczydle czy w innej materialnej postaci.
Wątki filozoficzne
Wykład, którego zapisem jest ten artykuł, odbył się w sali im. Romana Ingardena na Wydziale Filozofii UJ. Jest to zdarzenie fortunne, bowiem z filozofii Ingardena możemy się kilku rzeczy w sprawie komputerów nauczyć. Szczególne znaczenie ma w moim rozumieniu ingardenowskie zastosowanie pojęcia ‘układu częściowo osłoniętego’ do problemu odpowiedzialności człowieka, a szczególnie kwestii wolnej woli.
Według Ingardena człowiek winien być rozpatrywany jako układ częściowo osłonięty. Przyczynowa struktura świata determinuje człowieka, jak wszystko we wszechświecie, ale wewnątrz układu powstają ciągi przyczynowo-skutkowe, które zyskują własną dynamikę. Podobnie układem częściowo osłoniętym jest zatoka morska, która stanowi część morza ale wiele z jej cech zyskuje pewną autonomię tak, że jest bardziej właściwie rozpatrywaniejej w tym węższym kontekście, jako odrębną całość, aczkolwiek cechy te stanowią szczególny przypadek tego, co dzieje się w całym morzu. Podejście Ingardena pomaga zrozumieć ontologię psychologa Kazimierza Dąbrowskiego (przez krótki czas jego ucznia w Lublinie), który odróżnia czynnik piewszy (genetycznie uwarunkowaną biologiczną strukturę człowieka), czynnik drugi (uwarunkowania społeczne) oraz czynnik trzeci, tj. autonomiczną ludzką naturę. Dąbrowski rozumie, że czynnik trzeci tworzony jest w złożonych oddziaływaniach czynnika pierwszego i drugiego, jednakże u osób o rozwiniętej osobowości (w sensie Piageta) stanowi on siłę autonomiczną. Obydwaj autorzy zauważają, iż geneza danego procesu nie przesądza o jego zawisłości ontologicznej. Jeśli samochód został wyprodukowany w fabryce, a teraz jedzie ulicą, nie znaczy to, że fabryka, ani nawet jej fragment jedzie ulicą. Wyjeżdżąjąc z fabryki samochód zyskuje znaczący stopień autonomii bytowej, podobnie jak człowiek w trakcie porodu, a tym bardziej w trakcie rozwoju osobowego.
Rozważania te są ważne dla filozofii technolgii dlatego, że pozwalają one zerwać z ostrym, nieco zabobonnym przedziałem między tym co zewnętrzne a wewnętrzne, zdeterminowane a wolne, naturalne a sztuczne, ludzkie a maszynowe i wreszcie ‘w sieci’ i ‘w realu’. Dzięki kulturze wszyscy jesteśmy cyborgami (nawet używając okularów, sztucznych zębów, czy lasek, nie mówiąc już o rozrusznikach serca)8wszyscy też kompensujemy pewne wady naturalne za pomocą kulturowych ulepszeń np. ładnych ubrań czy kosmetyków. Nie stanowi to transgresji w sferę esencjalnie wewnętrzną, ludzką, ale nie dzieje się tak dlatego, że są to interwencje ograniczone. Nie są to ważne transgresje, albowiem nie istnieje czysto wewnętrzna sfera prywatna. Ontologicznie jesteśmy w homeostazie ze światem, nasze granice są głównie epistemicznymi granicami zależnymi od władz poznawczych człowieka. Świat życia istoty żywej zawiera w sobie kulturę, o ile jest to istota ludzka, zaś w dzisiejszych czasach do świata tego przynależy również płaszczyzna cyfrowa.
Bibliografia
Barker John, “Information Ethics: A Critical Assessment“ w: Gabriel R. Ricci Values and Technology , 2011.
Barker John, “Too Much Information” APA Newsletter on Philosophy and Computers, Fall 2008
Bołtuć, Piotr: “Edukacja bez Dystansu” E-Mentor 1/2003
Clark, Andy; Chalmers, David: “The Extended Mind” ANALYSIS 58: 1: 1998 s. 7-19
Floridi, Luciano: The Ethics of Information Oxford University Press 2013
Ingarden, Roman: „O odpowiedzialności” w: Książeczka o człowieku, wyd. Literackie, Kraków 1972
Kurzweil, Ray The Singularity is Near, Viking 2005
Lessing, Lawrence Remix Bloomsbury Academy 2009
Miller, Keith; Larson, David “Function Logic and the Theory of Computability” APA Newsletter on Philosophy and Computers Fall 2013 s. 20-24 http://c.ymcdn.com/sites/www.apaonline.org/resource/resmgr/computers_newsletter/computersv13n1.pdf
Netografia:
Everlasting Ministries: The Tower of Babel http://www.everlastinglifeministries.com/genesis/babel.asp 31 styczen 2014
Nicholas Negroponte to Provide Digital Divide and One Laptop Per Child Update During 15th World Congress on Information Technology The Free Library http://www.thefreelibrary.com/Nicholas+Negroponte+to+Provide+Digital+Divide+and+One+Laptop+Per…-a0144098349 2006; 09 styczen 2013
Rząd Ogranicza E-Studia Jolanata Góra rozmawia z Piotrem Bołtuciem. Gazeta Prwana 08.11.2007, 22:41; Aktualizacja: 13.02.2008 http://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/2969,rzad_ogranicza_e_studia.html
Ray Kurtzwell, http://phantomself.org/uploading-ray-kurzweil/ 7 styczen 2013
Barker John, “Information Ethics: A Critical Assessment“ w: Gabriel R. Ricci Values and Technology , 2011 pp 1-18
Nicholas Negroponte to Provide Digital Divide and One Laptop Per Child Update During 15th World Congress on Information Technology The Free Library http://www.thefreelibrary.com/Nicholas+Negroponte+to+Provide+Digital+Divide+and+One+Laptop+Per…-a0144098349 2006
Rząd Ogranicza E-Studia Jolanata Góra rozmawia z Piotrem Bołtuciem. Gazeta Prwana 08.11.2007, 22:41; Aktualizacja: 13.02.2008 http://praca.gazetaprawna.pl/artykuly/2969,rzad_ogranicza_e_studia.html
Miller, Keith; Larson, David “Function Logic and the Theory of Computability” APA Newsletter on Philosophy and Computers Fall 2013 s. 20-24