Anna Stypuła – Chorzy na ciele, chorzy na duszy, chorzy na płeć. Płeć kulturowa i biologiczna w medycynie drugiej połowy XIX w.

Kultura i Historia nr 15/2009

Anna Stypuła

Chorzy na ciele, chorzy na duszy, chorzy na płeć. Płeć kulturowa i biologiczna w medycynie drugiej połowy XIX w.

Abstrakt

Wbrew przyjmowanej za pewnik tezie o obiektywnym charakterze medycyny, także i ta nauka przyrodnicza nie może być rozpatrywana poza właściwym jej kontekstem społeczno-kulturowym. Związek między na pozór wolną od subiektywizmu wiedzą a tłem historyczno-społecznym ujawnia się, gdy dokonuje się analizy należących dziś do przeszłości dokonań i twierdzeń lekarzy bądź naukowców, ukazujących stronniczość myślenia oraz naznaczony schematycznością i uprzedzeniami stosunek do płci czy seksualności. W niniejszej pracy analizie takiej poddane zostały dwa dziewiętnastowieczne podręczniki propagujące zdrowy tryb życia oraz podstawowe zasady leczenia chorób: „Medycyna ludowa czyli treściwy pogląd na środki ochronne, poznawanie i leczenie chorób. Poradnik lekarski dla wszystkich stanów według najnowszych źródeł” A. Simona oraz „Tak żyć potrzeba. Wskazówki i rady dla zdrowych i chorych, pouczające jak żyć należy, i leczyć się metodą odpowiednią naturze” S. Kneippa.

Abstract

Contrary to widespread belief about the objective character of medicine, this natural science cannot also be considered out of its socio-cultural context. The relationship between the seemingly unprejudiced knowledge and the socio-historical background will be shown if we explore the theories and achievements of scientists or physicians, which demonstrate the stereotypical way of thinking about gender or sexuality. This paper aims to analyze two of nineteenth-century handbooks propagating healthy life style and basic principles of treatment.

Wydaje się, że żadna z nauk czyniąca swym przedmiotem człowieka i jego funkcjonowanie nie jest tak dalece ścisła i obiektywna jak medycyna, zajmująca się tym, co w istocie ludzkiej najbardziej namacalne, najłatwiejsze do zbadania, a zatem stanowiące najlepszy punkt wyjścia do wyprowadzania ogólnych wniosków oraz formułowania związków przyczynowo-skutkowych. Uznanie medycyny za niezależną od tego co subiektywne i kulturowo zróżnicowane staje się zatem twierdzeniem tak oczywistym, że nie podlegającym dyskusji, a tym samym szczególnie niebezpiecznym. Żadna bowiem z nauk nie jest dyscypliną autonomiczną względem swego kontekstu społeczno-kulturowego, co więcej: nauka jako taka nie dostarcza obiektywnej wizji rzeczywistości – jako dzieło człowieka nie jest bowiem wolna od subiektywizmu (Wildiers, 1985) i zawsze stanowi wyraz historycznych tendencji epoki w jakiej została ukształtowana. Niebezpieczeństwo, które kryje się w pozornie obiektywnych stwierdzeniach naukowych polega zatem na uznaniu za fakt tego, co w rzeczywistości jest jego – mniej lub bardziej naukową – interpretacją, która, usankcjonowana prestiżem wiedzy akademickiej, zyskuje trwałość nieporównywalną do zwalczanych przez tę samą naukę przesądów i stereotypów.

Nie dziwi zatem, że wiele z przykazań i tez propagowanych na przestrzeni wieków przez uznane autorytety medyczne do tej pory, w mniej bądź bardziej wyraźnej formie, uwidacznia się w opiniach współczesnych nam ludzi. Obserwacja ta jest głównym motywem powstania niniejszej pracy, której celem jest przedstawienie dokonań medycyny drugiej połowy XIX w. w perspektywie genderowej, tj. skoncentrowanie się na tych aspektach ówczesnej sztuki lekarskiej, które dotyczą nie tyle biologicznego co kulturowego zróżnicowania płci.

Przedmiotem analizy są dwa, powstałe w omawianym okresie podręczniki skierowane do masowego czytelnika, których autorom przyświecało pragnienie stworzenia dzieł propagujących zdrowy tryb życia oraz umożliwiających samodzielne leczenie najczęściej występujących dolegliwości zdrowotnych. Pierwszym jest „Medycyna ludowa czyli treściwy pogląd na środki ochronne, poznawanie i leczenie chorób. Poradnik lekarski dla wszystkich stanów według najnowszych źródeł”, praca doktora medycyny, A. Simona, powstała w 1860r. Autorem drugiego jest ksiądz, Sebastian Kneipp, proboszcz w Wörishofen (Bawaria), którego dziełko pt. „Tak żyć potrzeba. Wskazówki i rady dla zdrowych i chorych, pouczające jak żyć należy, i leczyć się metodą odpowiednią naturze”, szybko zyskało ogromną popularność nie tylko na obszarze rodzimych Niemiec, gdzie w ciągu czterech lat doczekało się 20 wydań, ale także poza ich granicami. Przetłumaczono je na język czeski, francuski, angielski oraz polski (w roku 1891).

Postacie obu przytaczanych autorów można uznać w kontekście niniejszej pracy za symboliczne dla opisywanego okresu historycznego. Simon to typowy dla połowy XIX w. lekarz społecznik, który „rzucony losem w praktykę włościańską, w obszernych dobrach Księstwa Łowickiego, zawierających na przestrzeni 10 mil kwadratowych 50.000 ludności, pozostawiony sam jeden dla dawania pomocy tej masie ludu, przy służbie tylko niższej złożonej z felczerów, zmuszony za pomocą tych odbywać wszelkie czynności lekarskie (…)” nie mógł „niewidzieć braku zupełnego dzieł tego rodzaju nie tylko w języku krajowym, lecz nawet w literaturze lekarskiej zagranicznej” (s.7) [pisownia oryginalna, przyp. aut.]. Postać lekarza społecznika jest produktem swojej epoki, czasu, kiedy ciężar opieki zdrowotnej nad pospólstwem scedowany został przez zupełnie obojętne wobec tej problematyki władze zaborcze na patriotycznie umotywowanych „Judymów”, śpieszących z pomocą potrzebującym i pragnących poprzez swą pozytywistyczną „pracę u podstaw” stworzyć podwaliny dla odrodzenia silnego państwa polskiego (Nowak i Wójcik, 2000).

Także fakt, że drugi z omawianych podręczników wyszedł spod pióra księdza jest tutaj niezwykle znaczący. Wprawdzie już w momencie ukazania się książki zawodowa proweniencja autora wzbudzała kontrowersje w środowisku medycznym (o czym świadczy następująca uwaga twórcy: „Pewien lekarz wyraził się o mojem leczeniu wodą tak: ‘Książka byłaby wcale dobra, gdyby ją tylko nie był napisał ksiądz’. Twierdzenie takie doskonałe daje świadectwo o umysłowem wykształceniu tego uprzywilejowanego zbawcy ludzkości. Na takie i tym podobne zarzuty odpowiadam spokojnie: ‘Żołnierze nie wynaleźli prochu, a przecież strzelają nim pilnie’ ”[s.VIII]), niemniej uwypukla ona charakterystyczny rys ówczesnej sztuki lekarskiej, która łączyła leczenie ciała z dbałością o kondycję moralną duszy. Dopiero pod koniec XIX w. rozwój medycyny, a zwłaszcza dokonania Pasteura, zmienią relację między lekarzem a pacjentem na bardziej instrumentalną, ukierunkowaną głównie na profesjonalne leczenie chorego, a tym samym zarówno abstrahującą od wskazówek etycznych i obyczajowych, jak i odrzucającą ludowe sposoby leczenia, dotychczas zapożyczane bez większych skrupułów (Corbain, 2006). Do tego momentu medycyna silnie splatała się z moralnością, z jednej strony będąc jej pochodną, z drugiej zaś umacniając swą naukową pozycją obowiązujący porządek społeczny. Stąd nie tylko Kneipp, częstokroć odwołujący się w swojej książce do powinności człowieka względem Boga, ale też używający bardziej naukowej terminologii Simon uwzględnia moralny aspekt lecznictwa dokonując następującego rozróżnienia: „przedmiotem hygieny jest mężczyzna i kobieta uważani w stosunku prawidłowym ich funkcji. Materyją hygieny jest to wszystko co działa na organa, to jest wszelkie wpływy fizyczne i moralne” (s. 11).

Zdrowa rodzina, zdrowe wychowanie

Omawiany związek między kondycją fizyczną i duchową jest jednak zdecydowanie mocniej zaakcentowany w „Tak żyć potrzeba”. Znaleźć można tu długi rozdział poświęcony wychowywaniu dzieci, w którym szczególnie mocno podkreślana jest rola matki jako wzoru do naśladowania dla swego potomstwa. To matka, nie ojciec, jest dla Kneippa jabłonią, od której niedaleko pada jabłko, to matka staje się odpowiedzialna nie tylko za właściwe wyżywienie i odzianie swoich dzieci, ale też za ich postępowanie, bo „przecież mówi się często: dziecko jest jota w jotę tak pysznem i prostackiem jak matka jego, lubi próżność jak matka, jest kłótliwe podobnie jak ona itd.” (s.101). W rezultacie wpływ matki na koleje losu dzieci wydaje się Kneippowi niekwestionowany i potwierdzony wieloma przypadkami dziatek, które zszedłszy na manowce namiętności nie wahają się powiedzieć: „przyczyną naszej zguby winną jest nasza własna matka. Nie miała ona żadnego zapału do dobrego, nie chroniła nas w dzieciństwie i młodości przed niejedną rzeczą, o czem wiedzieć musiała, że jest ona dla nas szkodliwą” (s.119). Jednak w patriarchalnej rodzinie waga opinii rodzicielki blednie wobec zdania rodziciela, bowiem „to co matka powie, pamięta dobrze dziecko, a jeszcze może więcej to, co powie ojciec” (s.102): matka dba zatem o to, co codzienne, stanowi niezbędne tło życia rodziny, ale to postać ojca wysuwa się na pierwszy plan, to on ma głos decydujący.

Rodzice zobowiązani są zatem do dbałości o dobrostan fizyczny i psychiczny dziecka, a w dalszej perspektywie stają się odpowiedzialni za przyszłość potomstwa. Stąd mocno podkreśla Kneipp wagę jaką należy przywiązywać do roztropnego wyboru kandydata na męża, ponieważ to w gestii mężczyzny leży los jego żony. Należy też rozważnie kierować wyborem drogi zawodowej dziecka, a zwłaszcza baczyć, czy nauka nie jest ponad jego siły. Co ciekawe Kneipp z równym dystansem odnosi się do nadmiernego wysiłku umysłowego czy fizycznego tak chłopców jak i dziewcząt, choć większość przypadków zgubnego przeciążenia nauką dotyczy młodzieży męskiej, być może z uwagi na fakt, że to tej płci w owym czasie częściej dotyczyło pobieranie nauk w szkole: „Wielu młodych ludzi zamiast cieszyć się życiem, przybici są fizycznie i umysłowo i osłabieni wskutek uczenia się za dużo. (…) Zniechęca bardzo to przeładowanie przedmiotami, których uczyć się muszą, a wyuczyć się nie mogą. Mam to przekonanie, że nie mógłbym podołać temu, czego od młodzieży wymaga obecny plan szkolny, a mimo to mogę zadość uczynić zadaniu życia.” (s. 144).

Przytaczany autor jest więc zwolennikiem pobierania nauk praktycznych, zdatnych do zastosowania w życiu codziennym, bo przecież „zupełnie przewrotnem byłoby gdyby dzieci nauczyły się pomijania pożytecznych i niezbędnych rzeczy, a przenosiły nad nie zbytek i próżność”. Wymóg praktyczności i prostoty w nauczaniu potomstwa uwidacznia się szczególnie wyraźnie w przypadku dziewczyny, która „powinna koniecznie umieć szyć, cerować i łatać, i to niech będzie najpierwszem czego się uczy. Skoro rozpocznie od szydełkowania i haftowania, to później nie zechce cerować i naprawiać. A jednak jak to ważną jest rzeczą nauczyć się domowych robót! Następnie trzeba wyuczyć się czystości, prostoty i przestawania na małym.” (s.128). Priorytetem wykształcenia kobiet jest przyuczanie ich do sprawowania pieczy nad gospodarstwem domowym „skoro dla dziewcząt wyuczenie się gospodarstwa domowego najważniejszą jest rzeczą, gdyż kobieta przeznaczona jest przede wszystkim do zarządzania nim” (s.155); reszta stanowi, często zupełnie zbędny, dodatek, tym bardziej, że „najgłupsza dziewczyna może odgrywać rolę panny; elegancka suknia i kilka frazesów wystarczy na to w zupełności – do prowadzenia gospodarstwa nie wystarczy tyle” (s.128). Nauka owych niepotrzebnych dla szczęśliwego życia umiejętności zdaje się tym bardziej niepożądana, że to właśnie rosnący dostęp kobiet do różnych form kształcenia staje się zarzewiem budzącej się wśród przedstawicielek płci pięknej świadomości, a w dalszej perspektywie charakterystycznego dla drugiej połowy XIX w. nasilenia walk o równouprawnienie (Nowak i Wójcik, 2000).

Nic zatem dziwnego, że z punktu widzenia Kneippa, chłopskiego syna, a zarazem strzegącego swych owieczek duszpasterza, szkoła nie tylko stanowi niebezpieczeństwo dla zdrowia słabszych dzieci, nie tylko uczy rzeczy niepotrzebnych zamiast pożytecznych i koniecznych, ale może też prowadzić do demoralizacji, o czym dobitnie świadczy przypadek dwóch córek wieśniaka, „które w najlepszych zamiarach posłano do instytutu [żeńskiego przyp. aut.]. Zanim tam poszły pomagały matce w robotach domowych. W instytucie musiały inne nosić suknie, ale nie tak pojedyncze jak w domu, lecz eleganckie. Usługiwano im tam we wszystkim, a wyuczono rysować, haftować i kilku francuskich frazesów. Powróciwszy po roku do domu wstydziły się wziąść do pracy, którą porzuciły. Obie wyuczyły się wybornie dumy i próżności, ale do zajęć gospodarskich były nieużytecznymi.” (s.155).

Chora moda

Owe eleganckie suknie stają się celem ataków obu wymienianych autorów, nie tyle nawet z obawy przed deprawacją młodych dziewcząt, co z powodu ukrytych pod ich fałdami gorsetów i turniur. Trudno uznać krytyczne uwagi obu medyków za przejaw męskiego szowinizmu, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że tendencją XIX-wiecznej mody było dopasowywanie nie ubrania do sylwetki, lecz ciała do stroju. Zasada ta tyczyła kobiet, które nie bacząc na wygodę czy praktyczność ubioru przywdziewały na siebie krynoliny i gorsety ograniczające ruchy, utrudniające oddychanie i deformujące układ kostny. Gorset uważany był za symbol dojrzałości (dziewczyna wkładała go zwykle przed swym pierwszym balem, stanowiącym rodzaj rytu przejścia w świat dorosłych), zaś brak tej części garderoby prowokował oskarżenia o nieobyczajne prowadzenie się (Kałwa, 2000). Oczywiście uwagi te odnoszą się do kobiet żyjących w miastach, na wsi obowiązywały ubiory proste, tanie i bezbarwne, kontrastujące z żywiołowymi w swym kolorycie strojami świątecznymi. Choć dla mieszkańców wsi to miejski luksus stawał się wzorem do naśladowania, to zdaniem Kneippa odzież chłopska ma nad modnym, miastowym ubiorem zdecydowaną przewagę jeśli chodzi o względy zdrowotne. Turniura, „niby grzbiet wielbłądzi, na którym kilka małpek mogłoby usiąść wygodnie” (s.26), powoduje powstawanie hemoroidów, gorset z kolei utrudnia poruszanie się, uniemożliwia prawidłowy, nieskrępowany rozwój ciała, tamuje cyrkulację krwi powodując bóle głowy i brzucha, wyziębiając nogi i prowadząc w konsekwencji do zaburzeń snu i łaknienia, wreszcie rodzi niebezpieczeństwo poronień.

Również Simon krytykuje ówczesną modę, stwierdzając kategorycznie, że „u kobiet najzgubniejsze jest noszenie gorsetów, bo one ściskają zarazem pierś i brzuch, przez co pierś ściąga się na dół, a brzuch do góry. Z tego cyrkulacya i oddychanie staje się utrudnionem, powstają: bicia serca gwałtowniejsze, krwotoki z płuc, anewryzmy, usposobienia do suchot, złe trawienie, stwardnienie wątroby i skrzywienia macicy. Nie znaczy to, że kobiety nie powinny starać się o utrzymanie talij a z nią wdzięku im właściwego, tylko zamiast gorsetu z fiszbinami i bryklą metaliczną, mogłyby używać rodzaj kaftanika dosyć twardego, lecz nie ciężkiego, utrzymanego tasiemkami płaskiemi lub elastycznemi, tak zwane leniuszki.” (s.77).

O ile związek między nieprawidłowym funkcjonowaniem organizmu a noszeniem gorsetu wydaje się dość oczywisty, o tyle inna zależność odnosząca się do wpływu ubioru na zdrowie człowieka jawi się współczesnemu czytelnikowi jako co najmniej wątpliwa: oto Kneipp upatruje przyczyny epidemii histerii w rozpowszechniającym się zwyczaju noszenia ubrań wełnianych, zanadto rozgrzewających ciało, argumentując, że „dawniej histeria zdarzała się tylko u kobiet; w tym roku zapewniał mię pewien lekarz, że i między mężczyznami wielu mamy histeryków” (s.16).

Modne choroby

Istotnie, przez wieki histeria była przypisywana wyłącznie płci niewieściej, w myśl starożytnych koncepcji wiążących objawy tej choroby z niezwykłym zachowaniem macicy, którego rezultatem jest wybuch nieposkromionego pożądania jako siły obezwładniającej kobietę w ataku histerycznym, a zarazem usprawiedliwiającej jej niepoczytalność. Mniej widowiskowe napady histeryczne, stając się niezależną od woli ekspresją kobiecej seksualności, zostają usankcjonowane społecznie i wpisane w cykl owulacyjny. Przy silniejszych atakach lekarze kierują chore na oddział ginekologiczny. Jednocześnie w drugiej połowie XIX w. obok hipotezy o dominującej w etiologii choroby roli układu rozrodczego pojawia się inna, upatrująca genezy zaburzenia w kobiecym systemie nerwowym, wrażliwym i delikatnym, a przez to podatnym na ataki histeryczne. Choć przyczyna histerii pozostaje niejasna, a debata na ten temat dzieli środowisko medyczne, niekwestionowanym pozostaje założenie o jej zewnętrznym wobec kobiety charakterze. Tak jak mężczyzna ulega nieodpartemu pożądaniu, tak kobieta może zostać opętana przez anonimową siłę histerii.

Paradoksalnie przekonanie to daje kobietom, prawdopodobnie nieuświadomioną, możliwość przeciwstawienia się nie tylko porządkowi domowemu (histeryczny atak zwalnia bowiem panią domu od jej codziennych obowiązków i zawiesza przyjęte reguły zachowania), ale też daje sposobność do zabrania głosu w sferze publicznej. Bezwolne wobec histerii kobiety, usprawiedliwione w swym niepoczytalnym i społecznie nieakceptowanym zachowaniu chorobą, padają „ofiarą” zbiorowego szału, którego liczne przykłady można znaleźć u Corbaina (2006) wraz sugestią, że u ich podłoża leżał motyw poszukiwania własnej tożsamości, jak również potrzeba wyzwolenia się spod presji społecznych nakazów i młodzieńczego lęku przed staropanieństwem. Słabość ciała zostaje przekształcona w rodzaj ukrytej siły, wykorzystana jako sposób na uzyskanie przywilejów odmawianych kobietom w patriarchalnym społeczeństwie. „Młode dziewczęta proklamują w ten sposób swoją obojętność względem rodziców, matki względem dzieci. Dziewczyny lżą ojców, nie chcą ich słuchać. Żony zaczynają bić mężów; praktyka religijna zostaje ośmieszona przez te kobiety, które bawi odwracanie rytuałów (…). Jeszcze więcej daje do myślenia odmowa pracy ze strony kobiet, które zaczynają grać w karty, spijać likiery zastrzeżone dla mężczyzn, gardzą ziemniakami, domagają się od tej pory jedzenia białego chleba” (Corbain, 2006, s. 603-604).

Oprócz histerii kobiety usposobione są również „do cierpień nerwowych tak zmiennych i różnorodnych, do białaczki, braku krwi, nie mówiąc już o chorobach organów płciowych” (Simon, 1860, s.90). Wzmiankowana białaczka „odznacza się bladością, kolorem żółtawym lub zielonkawym skóry, połączonymi z różnymi objawami nerwowymi, szczególnie u młodych dziewcząt u których regularność jeszcze się nie wywiązała. (…) Trawienie jest trudne, apetyt prawie żaden albo powiększony, albo usposobiony do wyszukanych potraw naprzykład kredy, wapna itp., potem okazuje się bladość i zadyszanie przy każdym ruchu (…) Chorzy tacy są smutni, unikają towarzystwa, żalą się na bóle nerwowe, ból głowy, odurzenie i drażliwość ogólną” (idem, s.188; por. Brumberg, 1982).

Białaczka, nazywana też blednicą, charakterystyczna dla młodych panienek z wyższych klas unikających światła słonecznego, szkodliwego dla ich nieskazitelnie białej cery, jest jedną z typowych dla tego okresu chorób kobiecych, których etiologia wiązana była przede wszystkim z przedwcześnie rozbudzoną seksualnością i wyczerpującą ciało utratą krwi miesięcznej. Odradzano zatem dziewczętom edukację jako dodatkowo obciążającą ich wątłą konstytucję cielesną, zalecając w zamian doskonałe na tę dolegliwość remedium jakim miało być małżeństwo, regulujące i normujące zmiany przynależne trudnemu okresowi dojrzewania (Brumberg, 1982; Corbain, 2006). Sam Simon zaleca w takich przypadkach podawanie żelaza, dietę wzmacniającą, mięso pieczone, ruch, rozrywki i jazdę konną. Jest to bardzo nowatorskie ujęcie, jeśli się zważy, że powiązanie blednicy z anemią pojawia się w literaturze fachowej dopiero w ciągu ostatnich trzydziestu lat XIX w. (Corbain, 2006) – do tego czasu spożycie mięsa było ograniczane w przypadku młodych kobiet do minimum, ponieważ zasobna weń dieta miała prowokować zbyt intensywny rozwój seksualny, jak również zagrażać wątłej, a przez to ponętnej sylwetce panien na wydaniu (Brumberg, 1982).

Seksualne zwyrodnienia

Motyw niebezpieczeństw wynikających z seksualności, tak kobiecej jak i męskiej, jest jednakowoż jednym z silniej zaznaczonych w podręczniku „Medycyny ludowej”.

Zalecany jest umiar. Stosunki seksualne nie powinny być ani zbyt wczesne („ten co to czyni nie tylko niszczy sam siebie, lecz zapładnia dzieci słabowite. Wyradza się dla niego wychudnienie, wycieńczenie nerwów, choroba angielska, próchnienie kości, sparaliżowanie, suchoty, wielka choroba i wiele innych chorób, a u młodych dziewcząt oprócz tego zmiana rysów, cierpienia nerwowe, hysterya, białe upławy itp. Co do dzieci urodzonych z tego związku to są małemi, słabowitemi, rachitycznemi (…)”[s.30]), ani zbyt późne (ponieważ „niszczą siły fizyczne, czynność moralną, źródło życia; starzec naraża się z tej przyczyny na kongestye do mózgu, konwulsye, apopleksyę i śmierć w chwili rozkoszy”. Stąd mężczyźni powinni zaprzestać pożycia płciowego w 60. roku życia, kobiety zaś, choć „łatwiej znoszą spółkowanie” narażają swoje zdrowie na niebezpieczeństwo, zwłaszcza w przypadku późnego zajścia w ciążę). Pożycie seksualne nie powinno być też ani zupełnie wstrzymywane, ani zbyt intensywne. „Od wstrzymywanie się zupełnego wyradzają się zgubne skutki, erekcye ciągłe, czułość w jądrach i chuć, która nie daje spokojności. W tym razie niewinność jest cnotą, lecz niszczy zdrowie” (s.31). Z kolei nadużywanie rozkoszy miłosnych obok ryzyka rzeżączki, epilepsji, zaburzeń nerwowych u kobiet oraz wyczerpania u mężczyzn wyraźnie wpływa na zmianę barwy głosu; to „współczucie między organami płciowemi i rozwojem głosu jest widocznem w epoce dojrzałości, u kobiet rozwiązłych, które w swym głosie chrypliwymi noszą cechę życia, które prowadzą” (s.21).

Równie, a nawet bardziej niebezpieczny jest onanizm, który wedle opinii Simona prowadzi do rozmiękczenia mózgu u mężczyzn, zaś u kobiet do rozdrażnień nerwowych z części rodzajowych, histerii i tańca św. Wita, a w dalszej konsekwencji nawet i do raka macicy. Ponadto u obu płci wywołuje zaburzenia snu, trawienia, osłabienie zmysłów i władz umysłowych, szaleństwo, próchnienie kości pacierzowej, choroby serca, epilepsję, suchoty, bezpłodność i ogólnie „wszelkie choroby do których organizm jest usposobionem”. Szczególną uwagę trzeba zwracać już na zachowanie dzieci, ponieważ to „pomiędzy 7-20 roku samogwałt wybiera swe ofiary. Dziewczynki najprędzej temu się oddają, bo kształt ich części płciowych, swędzenie od nieczystości tych części i robaków tam się znajdujących, wywołuje to przyzwyczajenie paluszkowania się i je ułatwia” (s.32). Antidotum jest zmuszanie dziecka do wyczerpujących ćwiczeń fizycznych oraz wymiana miękkich, pobudzających swą ciepłotą materacy na twarde łóżka. W przypadku dojrzewających młodzieńców należy zajmować ich „nauką historyi, odkryciami naukowymi, jeżeli lubią polowanie, jazdę konną, to im tego dozwalać, (…) oddalać od towarzystwa kobiet, nie dozwalać czytać romansów, lub patrzeć na obrazy chuć wzbudzające, (…) zaprowadzić (…) do szpitala wenerycznego i okazać (…) okropny widok rozpusty” (s.29). Simon nie wspomina o bardziej drastycznych środkach stosowanych w walce z onanizmem przez lekarzy zachodnich, jak pasy wstrzemięźliwości dla dziewcząt, urządzenia zakładane między uda i uniemożliwiające składanie ich razem, powszechne u chłopców przyżeganie cewki moczowej i rzadsze przyżeganie łechtaczki i otworu sromowego. Nie wzbrania też kobietom uprawiania sportów, choć w Europie lęk przed wybujałą seksualnością rodzi nieufność wobec jazdy konnej czy maszyny do szycia (Corbain, 2006).

Równie newralgicznym okresem w życiu dziewczynki jest pierwsze krwawienie miesięczne, kiedy „trzeba ażeby córka została w domu, ażeby zajęto jej umysł przedmiotami ani zbyt poważnymi, ani zbyt lekkimi. Czytanie romansów, tańce, widowiska, powinny być jej wzbronionymi”. Również dorosłe „kobiety powinny unikać podczas regularności balów, mieszkań zbyt ciepłych, nie mieć stosunków płciowych, bo od tego może się ona wstrzymać, a mężczyzna narażonym zostaje na starcie napletka, rzeżączkę. Wystrzegać się nagłych przeziębień, nie chodzić boso po podłodze, nie maczać rąk w zimnej wodzie, nie pić żadnych napojów bardzo zimnych, unikać wzruszeń umysłowych” (s.81).

Małżeństwo chroni tak kobietę jak i mężczyznę przed fatalnymi skutkami tak wstrzymywania się, jak i zbyt intensywnego pożycia seksualnego, a tym samym „ze stanowiska hygieny jest najzbawienniejsze. Bo z jednej strony reguluje funkcye życia, a głównie części płciowych i jest środkiem ochraniającym od wyniszczenia sił, pochodzącego z rozmaitości w używaniu przyjemności rozkoszy miłosnej; z drugiej strony rozwija uczucie przywiązania, które dla wielu jest konieczną potrzebą, nareszcie daje wspólną podporę małżonkom i gwarancję dzieciom” (s.34). Główną funkcją małżeństwa jest płodzenie potomstwa, stąd też i wstępowanie w związek małżeński obwarowane jest licznymi przeciwwskazaniami. Suchoty czy choroby dziedziczne stanowią wyraźną przeszkodę w zawarciu małżeństwa, podobnie „kobiety ułomne których miednica jest źle skonformowana, powinny zostać pannami, bo są niezdolnemi rodzić dzieci” (idem). Jeśli zadaniem pary małżeńskiej jest płodzenie potomstwa, a kobieta sprowadzona zostaje do roli matki i pani domu, dbającej o kondycję zdrowotną i moralną rodziny, jest rzeczą oczywistą, że nie przystoi jej uprawianie miłości w celach innych niż prokreacja, zwłaszcza jeśli nosi ona znamiona rozwiązłości. Odpowiedzialnością za wypaczenia w tej sferze obarczany jest mężczyzna jako aktywna i bywała w świecie strona związku, który sprośne obyczaje przynosi z lubieżnej sfery publicznej w zacisze domowej alkowy; wiadomo przecież, że „niemoralność męża naucza żonę różnych sposobów wynalezionych przez rozpustę. Nie ma nic podlejszego jak postępować z żoną jak z kobietą publiczną”(s.35).

Potępienie rozpusty nie oznacza jednak, że Simon w imię moralności wyzbywa się wszelkiego właściwego mu praktycyzmu. Odradza zatem używanie kondomów, bo te często się rozrywają. W stosunku do prostytutek domaga się „rewizyi, najmniej 3-4 razy w tydzień”, a im samym zaleca oglądanie przyrodzenia męskiego klientów przed stosunkiem, ponieważ nie sposób jest ukryć znajdujących się tam znamion choroby wenerycznej. „Nareszcie nie okazywać człowiekowi który tej chorobie podległ pewnego rodzaju wzgardy, która jest powodem, że chorobę długo ukrywa” (s.80).

Instrumentalny stosunek do „kobiet publicznych”, który można dostrzec między linijkami powyżej przytoczonych wskazań, staje się zupełnie wyraźnym gdy Simon rozpoczyna omawianie trudnej kwestii wyboru mamki dla nowonarodzonego dziecka. Stojąc na stanowisku, że to sama matka winna służyć pokarmem, a zarazem pieczołowitą opieką swemu dziecięciu (jest to bowiem najbardziej naturalne, a tym samym najbardziej wskazane postępowanie), jako praktyk Simon zdaje sobie sprawę, że nie wszystkie kobiety zdolne są do karmienia potomstwa. W takim wypadku należy podjąć starania o należyty wybór mamki, która „w ogólności powinna przedstawiać następujące przymioty: 20-30 lat, urodzić dziecko w tej prawie epoce co matka, stan zdrowia zupełny, żadnej ułomności ciała, ani chuda ani tłusta, zęby zdrowe i mocne, dziąsła czerwone i mocne, włosy ciemne, nie blond lub rude, pierś dostatecznie wielką, lecz twardą, dobrze zbudowaną i z żyłami niebieskawemi. Charakter wesoły, łagodny, obyczaje czyste i niewinne (…). Obejrzenie części płciowych, jamy ust wokół otworu stolcowego, okaże nam czy nie podlega chorobie wenerycznej” (s.85-86). Ostatecznie mleko kobiece może zostać zastąpione krowim, kozim, a nawet oślim czy kobylim, brak jednak dokładnych wskazówek na temat doboru odpowiedniego zwierzęcia.

Można przypuszczać, że takie przedmiotowe podejście charakteryzowało nie tylko relacje z kobietami lekkich obyczajów i pochodzącymi z pospólstwa kobietami – mamkami, lecz ogólnie opisywało stosunek do kobiet jako takich. Wprawdzie Simon, zgodnie z obowiązującym kodeksem moralnym, nakazuje mężczyznom kochać swoje żony, ale tak jak i Kneipp uwypukla rolę mężczyzny jako partnera aktywnego, udzielającego się nie tylko w zaciszu domowym, lecz również w przestrzeni publicznej. Kobieta – matka, kobieta – gospodyni domowa staje się wyposażeniem domu niezbędnym dla jego prawidłowego funkcjonowania, podczas gdy mężczyzna, przyznając sobie monopol na dostęp do sfery publicznej i akademickiego wykształcenia, okazuje się ex definitione jedynie władnym do wpływania na kształt społeczeństwa i bieg historii w ogólności, a sprawowania trudnej i pełnej poświęcenia opieki medycznej nad płcią słabą w szczególe. Wypierając kobiety, nieprzygotowane do pełnienia tak odpowiedzialnych zadań, z tradycyjnej dla nich roli znachorek i położnych, mężczyźni wkraczają i biorą sobie w niekwestionowane posiadanie świat, który dotąd stanowił dla nich obszar zaklęty, teren zakazany, sferę tabu (Cahill, 2001). Wymykająca się społecznej kontroli kobieca seksualność, nie wspominając o ściśle z nią związanych chorobach nerwowych, budzić więc musi zaniepokojenie i – można by rzec – niezdrowe zainteresowanie męskiego świata medycyny, widzącego w kobiecie istotę odmienną, dziwaczną, a nawet Obcą (Marcellus, 2008). Fakt, że lekarze są w owym czasie mocno uzależnieni od cierpiących na choroby kobiece pań domu (Corbain, 2006) nie pozwala im na jawnie pogardliwy stosunek wobec płci pięknej, z pewnością jednak pozycja jej przedstawicielek nie dorównuje tej przypisanej mężczyznom i ma ściśle wyznaczone miejsce w stabilnej strukturze społeczeństwa XIX w., którą zachwiać może jedynie atak zbiorowej histerii.

Literatura cytowana:

Brumberg, J.J. (1982) Chlorotic Girls, 1870-1920: A Historical Perspective on Female Adolescence. W: Child Development, 53, ss.1468-1477.

Cahill, H.A. (2001) Male appropriation and medicalization of childbirth: an historical analysis. W: Journal of Advanced Nursing, 33(3), ss.334-342.

Corbain, A. (2006) Kulisy. W: M. Perrot (red.) Historia życia prywatnego. Tom 4: Od rewolucji francuskiej do I wojny światowej. Wrocław – Warszawa – Kraków: Zakład Naro-dowy im. Ossolińskich, ss. 425-643.

Kałwa, D. (2005) Polska doby rozbiorów i międzywojenna. W: A. Chwalba (red.) Oby-czaje w Polsce. Od średniowiecza do czasów współczesnych. Warszawa: PWN, ss. 222-349.

Kneipp, S. (1908) Tak żyć potrzeba. Wskazówki i rady dla zdrowych i chorych, pouczające jak żyć należy i leczyć się metodą odpowiednią naturze. Kempten: księgarnia Józef Kösel.

Marcellus, J. (2008) Nervous Women and Noble Savages: The Romanticized ‘‘Other’’ in Nineteenth-Century US Patent Medicine Advertising. W: The Journal of Popular Culture, 41(5), ss.784-808.

Nowak, A. i Wójcik, M. (2000) Kobieta w rodzinie w II Rzeczypospolitej i współcześnie. Zagadnienia filozoficzne, społeczno-edukacyjne i prawne. Katowice: Wyd. Uniwersytetu Śląskiego.

Simon, A. (1860) Medycyna ludowa czyli treściwy pogląd na środki ochronne, poznawanie i leczenie chorób. Poradnik lekarski dla wszystkich stanów według najnowszych źródeł. Warszawa: Michał Glücksberg.

Wildiers, N.M. (1985) Obraz świata a teologia. Od średniowiecza do dzisiaj. Warszawa: Instytut Wydawniczy PAX

——————————————————————————————–
Materiał udostępniany na zasadach licencji

Creative Commons 2.5
Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne
-Na tych samych warunkach 2.5 Polska

——————————————————————————————–