Lucyna Kostuch – Recenzja: Erich S. Gruen, Rethinking the Other in Antiquity, Princeton University Press, Princeton 2011.

Erich S. Gruen, Rethinking the Other in Antiquity, Princeton University Press, Princeton 2011.

Recenzowana praca naukowa niewątpliwie należy do pozycji bardzo ważnych, ponieważ porusza problem dziś uważany za niezwykle istotny, a mianowicie – stosunek do „obcego”, „innego” w kontekście etnicznym i rasowym. Zagadnienie to zdecydowanie mniej emocji budziło w starożytności, która nie znała słów: ksenofobia i tolerancja (choć z etymologicznego punktu widzenia pierwsze jest greckie, a drugie – łacińskie). Problem w tym, że świat naukowy, badając zjawisko marginalizacji, wykluczenia i prześladowania „obcych”, często sięga do antyku, tam właśnie poszukując korzeni negatywnych postaw. Już wówczas – jak sądzą badacze – dokonano „wynalazku” ksenofobii, a zatem Grecy i Rzymianie byli przynajmniej protorasistami. Konstrukcja „innego” miała służyć budowaniu zbiorowej tożsamości. To Hellenowie przecież stworzyli pojęcie „barbarzyńcy”, a potem przekazali je Rzymianom (barbaros, barbarus). Choć początkowo miało ono dla Greków oznaczać jedynie tego, kto nie posługuje się ich językiem, z czasem nabrało pejoratywnego wydźwięku i zaczęło określać również człowieka prymitywnego, niecywilizowanego, dzikiego, niewykształconego, nieokrzesanego, niekulturalnego, ignoranta. Grekom przypisuje się też stworzenie pierwszego wielkiego podziału kulturowego dzielącego świat na Wschód i Zachód, czyli Azję i Europę, przy czym ludy azjatyckie miały być zniewieściałe, służalcze i wiarołomne. W wielu opracowaniach można odnaleźć taki właśnie wizerunek człowieka starożytnego – a priori uprzedzonego do „obcego” i w konsekwencji pogardzającego nim1.

Książka Ericha S. Gruena – profesora uniwersytetu w Berkeley i autora licznych publikacji opisujących relacje między nacjami w starożytności2 – powstała z myślą o krytyce tego zakorzenionego już w nauce poglądu. Celem recenzowanej pracy jest udowodnienie, że starożytne społeczności budowały własną tożsamość grupową całkowicie odmiennie od nas. Nie chodzi przy tym jedynie o cywilizację grecko-rzymską, ale również o ludy starożytnego Bliskiego Wschodu, w tym przede wszystkim Żydów. Gruen dowodzi zatem istnienia pewnego uniwersalnego modelu, którym posługiwał się człowiek w starożytności myśląc o innych nacjach. Wyeksponowanie kultury żydowskiej w recenzowanej książce (obok Hellenów i Rzymian) nie pozostaje przypadkowe – jak wiadomo, Żydzi mają szczególne skłonności separatystyczne. Oczywiście w pracy Gruena dominują odwołania do literatury antycznej, ponieważ są to podstawowe zasoby, którymi dysponuje badacz starożytności. Inna rzecz, że świadectwa te właśnie przez wieki pozostawały podstawą wykształcenia w kulturze europejskiej – zatem tym bardziej powinny być właściwie interpretowane.

Podstawowa teza w dysertacji Gruena brzmi: w starożytności budowano tożsamość grupową odwołując się do obcych społeczności, ale nie w kontraście do nich. Nie odrzucenie, a przywłaszczenie stanowiło starożytny paradygmat. Rekonstrukcja przeszłości danego ludu każdorazowo prowadziła do innych ludów, tworząc sieć skomplikowanych połączeń międzykulturowych. Krótko mówiąc, była to „złodziejska tożsamość”, czy „kulturowa kradzież” (identity theft; cultural thievery). Nie chodzi przy tym o podstępną kradzież wynalazków, ale ogłaszanie, że podstawowe dobra kultury zostały przejęte od innych ludów. Reguła ta dotyczyła w największym stopniu twórców pojęcia „barbarzyńca”, czyli Hellenów. Oddali oni „obcym” nawet dziedzinę obronności, ponieważ dość powszechnie wierzyli, że elementy uzbrojenia hoplity przywędrowały z innych krajów – jedna część rynsztunku z Egiptu, druga z Karii, jeszcze inna ze Scytii. Grecy przyznawali się również do przywłaszczenia m.in. kalendarza, alfabetu, imion bogów i licznych form ich kultu. Zamiast wzdrygać się przed związkami z barbarzyńcami, Hellenowie wyobrażali sobie, że są genetycznie spokrewnieni z nimi – mają wspólną genealogię. Co istotne, nie zawsze mieli rację przypisując autorstwo jakiegoś wynalazku obcym. Podobnie było z helleńską etnogenezą. Zatem lud, nacja, czy grupa ludności zamieszkująca określone terytorium wyniesione na poziom wyobrażeń nigdy nie były tworami hermetycznymi, czystymi, pozbawionymi obcej domieszki – wręcz przeciwnie, prezentowały twory zdecydowanie heterogeniczne.

Analizując starożytne świadectwa Erich S. Gruen posługuje się zarówno źródłami pisanymi, jak i materiałem ikonograficznym. Jeśli chodzi o teksty literackie, autor sięga po wielkie dzieła, dziś zaliczane do kanonu literatury światowej. W pierwszej części książki zatytułowanej „Obrazy Innego” (Impressions of the Other), Gruen prezentuje Persję w percepcji Ajschylosa (Persowie), Herodota (Dzieje) i Ksenofonta (Cyropedia). Następnie analizuje obraz Egiptu widzianego oczami nie tylko „ojca historii”, ale również m.in. Diodora Sycylijskiego (Biblioteka), Plutarcha (O Izydzie i Ozyrysie) i Juwenalisa (Satyra XV). W czwartym rozdziale pracy autor rozważa stereotypowe wyobrażenie Fenicjan (w tym szczególnie Kartagińczyków) począwszy od Odysei Homera. Kolejne ludy to Galowie w Pamiętnikach o wojnie galijskiej Juliusza Cezara i Germanie w Germanii Tacyta. Ten rzymski historyk w Dziejach poświęcił również Żydom obszerny ekskurs. Osobny rozdział Gruen przeznaczył czarnoskórym mieszkańcom starożytnego świata. Z lektury tej części recenzowanej książki wynika, że autorzy greccy wcale nie zwykli przedstawiać Hellenów jako wolnych wojowników triumfujących nad Persami, tchórzliwymi pachołkami orientalnego despotycznego monarchy. Podobnie nie dostrzegali nic nagannego w „odwróconych” obyczajach egipskich ani nie pogardzali masowo kultem zwierząt. Słynna formuła określająca kartagińskie wiarołomstwo (punica fides) została powołana do życia przez Rzymian już po wojnach punickich, by uzasadnić zburzenie Kartaginy w 146 r. p.n.e. Fenicjanie, z których wywodzili się Kartagińczycy na czele z perfidnym Hannibalem, postrzegani byli zasadniczo jako lud obdarzony licznymi talentami intelektualnymi i organizacyjnymi, widziano w nich też świetnych żeglarzy. Juliusz Cezar, który przez dziesięć lat obserwował Galów, opisał ten lud nie odwołując się do ogólnych kategorii etnicznych, ale postrzegał ich poprzez pryzmat plemiennych podziałów, a wiec niejednorodnie. Podobnie Tacyt unikał kategoryzacji pisząc o Germanach, a terminu „barbarzyńca” użył zaledwie trzy razy i to bez złych intencji. Nie był też Tacyt antysemitą. Rzymianie wcale nie odczuwali lęku przed Żydami z powodu wyznawanego przez nich monoteizmu. Owszem, odczuwali niechęć do okaleczania genitaliów (obrzezania), jednak najbardziej dziwiło ich odrzucenie z żydowskiego jadłospisu wieprzowiny ulubionej przez nich samych. Czarnoskórzy również nie byli w starożytności ani prześladowani, ani nie przypisywano im intelektualnego i moralnego defektu. Wręcz przeciwnie, Etiopowie – jak nazywali Grecy i Rzymianie ludzi o czarnej skórze – począwszy od Homera to lud wielce pobożny i mądry.

Oczywiście prof. E. Gruen nie zamierzał ze starożytnych uczynić ludzi nieskazitelnych. Wszystkie wymienione powyżej nacje miały stereotypowo przynależne wady, z których śmiano się i przedstawiano w formie karykaturalnej. Określenia: „pijacy”, „łakomczuchy”, „podstępni”, „dzicy w ataku”, „źle uzbrojeni” były obecne w słowniku greckim i rzymskim, a na pewno też posługiwali się nimi w odwecie „barbarzyńcy”. Jednak – jak wnosi Gruen – nie można fragmentów, w których słowa te pojawiają się uogólniać i przydawać im współczesnej kategorii. Pojęcie rasy było zdecydowanie obce starożytnemu umysłowi.

Przyzwyczajenie do innego sposobu postrzegania obcych nacji każe czasem czytającemu zaprotestować i nasuwa myśl o przesadzie. Gdy autor omawia ilustrację przedstawiającą nagiego Hellena trzymającego własne genitalia i obok pochylającego się Persa z podniesionymi rękami (il. nr 2 w recenzowanej pracy), to trudno uwierzyć, że nie jest to wulgarne i jakże aktualne przedstawienie wyższości jednej nacji nad drugą. Podobnie, gdy Gruen pisze o stosunku Rzymian do Egipcjan, niełatwo przyjąć, znając świadectwa literackie, że niechęć odnosiła się w zasadzie do Aleksandryjczyków i Kleopatry. Czytając satyrę Juwenalisa, oskarżającą rdzennych mieszkańców Egiptu o kanibalizm, trudno uwierzyć, że Rzymianie mieli dla nich choć odrobinę sympatii.

W drugiej części książki zatytułowanej: „Związki z Obcym” (Connections with the Other) autor analizuje powiązania międzykulturowe, które ustanowiła wyobraźnia starożytna. Jak się okazuje, Hellenowie mianowali się protoplastami Medów, Persów, Armeńczyków i Scytów. Macedończycy, którzy założyli w Egipcie dynastię po śmierci Aleksandra Wielkiego, sami mieli być wcześniej potomkami Ozyrysa. Pelops – protoplasta Atrydów, przybył z Azji Mniejszej, Danaos – założyciel warowni w Argos, pochodził z Egiptu, a ojczyzną założyciela greckich Teb – Kadmosa, była Fenicja. Ateńczycy to z pochodzenia barbarzyńscy Pelazgowie, etruski ród Tarkwiniuszów to w istocie Koryntyjczycy, a Rzymianie byli wcześniej małoazjatyckimi Trojanami albo potomkami Odyseusza, Heraklesa, czy arkadyjskiego Ewandra. Nawet Izraelitów nie sposób nazwać autochtonami. Zgodnie z własnym wyobrażeniem przywędrowali z mezopotamskiego Ur. Przypisywano im również korzenie kreteńskie, etiopskie, asyryjskie i egipskie. Regule wielokulturowości podlegała władza królewska i ogólnie pojęte zasoby intelektualne, włącznie z filozofią. Fabrykowanie mitów i legend z tym związanych było zjawiskiem powszechnym, w żadnym razie – marginalnym.

Z całą pewnością praca prof. Ericha S. Gruena pozostaje ważnym głosem w dyskusji nie tylko nad starożytną tolerancją, ale też jej lektura pozwala dostrzec, jak przenoszenie naszych kategorii wstecz zniekształca historyczny obraz. Nawet jeśli w pełni nie zgodzimy się z tezami autora, to i tak książka stanowi potrzebną przeciwwagę dla obowiązujących w świecie naukowym teorii. Na tym właśnie polega jej główna wartość. Gruen nie prezentuje żadnych nowych świadectw starożytnych, a można powiedzieć nawet, że w dużej mierze powołuje się na dobrze znane mity i wydarzenia historyczne, tyle że naświetla je w inny sposób. Jest to cel zamierzony przez autora, stąd tytułowe – rethinking. Niewątpliwie po lekturze prezentowanej pracy inaczej spojrzymy na zdanie Herodota: „Barbarzyńcami zaś nazywają Egipcjanie tych wszystkich, którzy nie mówią tym samym co oni językiem” (II 158).

Recenzowana książka jest obszerna (415 stron), ma przejrzystą konstrukcję, rozbudowany aparat naukowy i szczegółową bibliografię. Może zainteresować nie tylko historyków starożytności, ale również literaturoznawców, socjologów, antropologów, archeologów, historyków sztuki, filozofów, a nawet tzw. szerokiego czytelnika.