Seweryn Leszczyński – Procesy o czary w Polsce u schyłku XVI i w XVII w.


Abstrakt:
Autor prezentuje w krótkim zarysie problematykę procesów o czary w dawnej Rzeczpospolitej u schyłku XVI wieku i na przestrzeni wieku XVII. Na podstawie protokołów z ksiąg miejskich oraz kroniki miasta Żywca stara się odpowiedzieć na pytanie czym kierowały się oskarżone kobiety, dlaczego niektóre palono na stosie a inne wypuszczano. Autor przybliża mechanizmy działania procesu inkwizycyjnego wskazując na problem indywidualności w charakteryzowaniu źródeł. Większy nacisk kładzie na analizę poszczególnych przypadków nie wskazując na ogólne tendencje czy prądy.

Abstract:
In a short essay author presents problem with process of witchcraft in I Republic Poland at the end XVI and in XVII. On the basis of minutes of municipal books and the chronicle of the city of Żywiec author is trying to answer to the question what accused women were guided, by why some they were smoking on the stack and other they were dropping. He is making similar mechanisms of the effect of the Inquisitition process showing the individual to the problem in being characteristic of sources. The strong emphasis is putting on analysis of individual cases not pointing at general tendencies or electricities.

Pojawienie się procesów czarownic w Polsce było możliwe dzięki oddziaływaniu na miejską praktykę sadową wzorców, których nośnikiem była procedura inkwizycyjna i Kościół[1]: Nie jest to nowa rzecz, ani przed jaką kilkaset zmyślona, że są na świecie czarci, albo źli aniołowie, gdyż nas wiara uczy, iż ich Bóg stworzył  wtedy, kiedy i świat, wyrzekłszy te słowa: „Fiat lux, et facto Est lux[2]. W sukurs władzy kościelnej przyszły władze świeckie. Kiedy zaczęła upowszechniać się praca Młot na czarownice zabobony i przesądy zaczęły się nasilać. Można mówić, że pojawienie się Malleus maleficarum[3] w Polsce w 1614 r. było jednym z przyczyn zintensyfikowania wiary w czarownice łącząc je dodatkowo z szatanem: O białychgłowach zaś, których szatan żądzami, rozkoszami cielesnymi do siebie pociąga, przygładów jest barzo wiele. W czym osobliwie wiedzieć to potrzeba, iż jako szatan więcej pragnie i stara się kusić dobrych, a niżeli złych, […] tak też wszelkie panienki i dzieweczki świątobliwsze, bardziej zwieść usiłuje: czego nas rozum i doświadczenie uczy[4]. Ta nowa herezja nabierała szczególnej grozy, miała być bowiem kierowana przez diabła[5]. Według M. Pilaszek Demonizacja kobiety u progu czasów nowożytnych przybiera na sile. Kobieta, zresztą podobnie jak Żyd, była wówczas utożsamiana jako niebezpieczny wysłannik szatana[6]. Chętnie dawano wiary, że kobieta jest pośredniczką pomiędzy mężczyzną a diabłem[7]. Nawet duchowni odczuwali pokusę, by wszystkie nieszczęścia przypisywać siłom demonicznym[8].

Zbigniew Osiński mówi, że długotrwały lęk może wzbudzić skłonność do magicznego myślenia, a zabobon jako okrojone wierzenia pogańskie mogą mieć formą magiczną[9]. Z całą pewnością skala zjawiska nie była tak wielka, jak na Zachodzie Europy, słaba reformacja i brak ruchów heretyckich pozwoliła uniknąć powszechnej niekiedy nagonki na czarownice. Należy wspomnieć o pobudkach ekonomicznych i zapobieganiu klęskom elementarnym, bowiem eliminacja czarownicy, jak wierzono, chroniła przed falą głodu, wojny i zarazy. Nie utożsamiano zazwyczaj czarownicy z heretykiem, aczkolwiek teolodzy usilnie starali się połączyć te dwa określenia.

W tym krótkim studium chciałbym przeanalizować kilka przykładów procesów o czary, które miały miejsce w I Rzeczpospolitej, przyjrzeć się mechanizmom władzy oraz spróbować odpowiedzieć na pytanie, czy oskarżona mogła udowodnić swoją niewinność. Podstawą do analizy są procesy ze wsi Kucharki z 1613 r., z Nowego Wiśnicza z 1632 r., sprawy o czary przed sądem miasta Warty a także dwa przykłady zaczerpnięte z Kroniki Żywieckiej [10].

W procesie z 1613 r. oskarżona została Dorota Siedlikowa oraz Gierusza Klimerzyna. Dorota była winna choroby bydła p. Szkulskiego, miała rzekomo popsować piwo, obie zaś obcowały z samym diabłem: (…) powiedziała, że z szatanem obcowała raz: miał członki tak jako i mąż albo mężczyzna, nie chciał jej opowiadać jako go zwano, był czarny, kosmaty. Oddała mu się z duszą i ciałem, obiecywał jej za to dać masła (…)[11]. Oskarżenia o kontakty z diabłem zajmują większą część aktów. Dorota miała nawet brać udział w sabacie, gdzie zastała niewiast sześć, a ona była siódma i tańcowali z nimi diabli i dawali im pić piwa, mięsa jeść, smak był jakby psie jadł, i piwo niebarzo smaczne, stół miały czarnym czymsiś nakryty i służyli im dwaj diabełkowi do stołu[12]. Kilkakrotnie pojawiają się również dowody jakoby Klimerzyna miała zamienić się w kotkę, którą uważano za czarownicę, z tym że pod inną postacią[13]. Pomimo tak licznych oskarżeń zarówno Dorota, jak i Klimerzyna próbowały się usprawiedliwiać. Znamienne jest, że oskarżały się wzajemnie: (..) mój miły panie, zmiłuj się nade mną, powiedziałabym dalibóg, bym co wiedziała, miły panie Szkulski, dawnoś pragnął mojego zdrowia, mnie mam co powiadać, bom ja z nią nie chodziła nigdzie anim czarowała, anim nikomu niczego nie uczyniła, anim jej uczyła, kłamała na mnie dalibóg, powiedziałabym, bym na się co czuła, niechże dostanie kogo, co mię poprzysięże, tegom dalibóg nie czyniła, niewinnie na mię mówi dalibóg, ani mię ten Marcinek nosił, dalibóg nie czyniłam dalibóg, cóż ja mam powiedzieć[14]. Cały raport z procesu nie zawiera żadnego merytorycznego uzasadnienia oskarżonych. Wymienia się za to tylko to, co kobiety robiły złego: Zakopały też w garnku z Klimerzyną nowym włosy psie, kotcze albo sierzchl i trupią kość, którą wzięły tu w kostnicy prosiły jej ta Gierusza, żeby szły i uczarowały p. Szkudlskiemu , że córce jej krzywdę czynił i żeby mu chodziło jak skapiało, a zakopały w uliczce małej pod progiem z obory, nie słyszała kiedy to Klimerzyna zakopywała, jedno te słowa: bodaj zniszczał, a zakopały to pierwszego roku, kiedy się tu do młyna  przyprowadziły[15]. Jest jeszcze jeden charakterystyczny rys tego i podobnych procesów. O ile pierwsze przesłuchanie nie przyniosło rezultatów, już podczas kolejnych oskarżona obwiniała sama siebie: >>Remissa< < nie chciała nic powiadać, tylko, że naprawiała, a nie stała na chłopy. >>Secundo tracta< < prosiła, żeby jej puszczono, już powiem.(…) >>Distenta< < powiedziała, że z szatanem obcowała raz[16]. Proces czarownic ze wsi Kucharki z 1613 r. zakończył się spaleniem na stosie oskarżonych.

Zgoła inne zakończenie miał drugi proces, który odbył się przed sądem kryminalnym w Nowym Wiśniczu w 1632 r. Regina Gołcowna została oskarżona o przyniesienie szkód w żywym inwentarzu, na polu i w domu po tym jak, Krzysztof Włodarczik z żoną Anną najęli od niej krowę, a nie mając na czynsz za ową krowę, przenocowali Reginę i dali coś do zjedzenia. Wtedy też miała upuścić pewien węzełek, który jak mniemała rodzina Krzysztofa zawierał plugawe rzeczy. Zaraz po tym wydarzeniu nastąpiły wspomniane szkody.
Pozew składa się z kilku charakterystycznych części. Na początku spisane są oskarżenia Krzysztofa, Tomasz Czecha, ojca Anny i wreszcie jej samej. Poczym następują słowa oskarżonej Reginy i samego sędziego. Po uprzednich torturach, proces skończył się szczęśliwie dla Reginy, którą sąd nie mógł przekonać
[17]. Wobec odmowy przyznania się do winy nawet po torturach, Regina nie została spalona na stosie. Warto zatem przyjrzeć się jej wypowiedzi: Łaskawi Panowie! Ja się do tego nie znam, co na mnie mówią i do tego węzełka. Starzałam się. Już nie bawiłam się niczym takowym[18]. Przed samą decyzją powiedziała jeszcze: Żem nic niewinna w tym, o co na mnie winę kładą i nie znam się do tego. Z nienawiści to na mnie mówią. Choćby mi gardło miano wziąć, do tego nie znam się[19].

Prawdopodobnie to te słowa oraz niezłomna psychika wykazana na wcześniejszych przesłuchaniach przesądziły o orzeczeniu. Należy jeszcze dodać, że samo zdarzenie miało miejsce trzy lata temu, co również mogło wpłynąć na sędziego. Uwagę zwraca prośba do instygatorów: Sąd tedy wysłuchawszy tak propositiey instygatorów, jako też świadectw ich innych, napomniał pilnie tych instygatorów, aby sumienia swego nie zawodzili tym, aby pamiętali to, co mówią na tę białogłowę, i uważnie tu u siebie postanowili, gdyż przysięgą tego potrzeba poprawić, jako w takowej sprawie kryminalnej[20]. Odwołanie się do sumień miało wpłynąć na treść oskarżeń, poszkodowani nie okazali jednak skruchy.

W 1678 r. oskarżenie o czary przeciwko swojemu dziedzicowi padło na kilka chłopek: Ewę Janową, Pietrową z Krzeszowic, Annę z Błaszków, Mariannę Wawrzynową Płociennice i inne. Wszystkie zostały skazane na tortury. Po pierwszej serii sąd spuszcza z mąk, ad crastinum dla lepszej informacji[21]. Przed torturami sąd pytał oskarżoną o winę: Druga tedy Marianna (…) pytana dobrowolnie, jeżeli się do tych ekscesów nie zna, o które jest oskarżona przed sądem, która odpowiedziała, że się nie znam do niczego[22]. Potem secundo tracta, pytana, jeżeli komu inszemu oprócz j. mci na zdrowiu albo i dobytku nie szkodowała, że nic a nic, dla Boga proszę, już więcej nic nie wiem i nie powiem jeno to, moc zeznała[23].W powyższym przykładzie tortury były celem, nie środkiem do jego osiągnięcia. Można powiedzieć, że były w uprzywilejowanej pozycji, wiedziały bowiem, że jeśli przeżyją tortury, nie spotka je już surowsza kara.

W tym samym roku nie miała tyle szczęścia Marianna Karabinka, chłopka oskarżona o szkodzenie czarami panu oraz sąsiadom. Przeprowadzono nawet pławienie: także będąc pławiona i drągiem na wodzie przyciskana i nad wodą na trzy łokcie wystawała (…)[24]. Sąd skazał ją na instancję instygatorów, aby na stosie drew per administratorem iustitiae była spalona, gdyż od lat kilkunastu tę robotą miała się bawić i ludziom szkodzić. Pławienie wykazało więc, że była czarownicą, co niekoniecznie było prawdą, często bowiem kobieta potrafiła unosić się na wodzie zakładając długie suknie.

Jeśli już stosowano tortury to trzykrotne, wyjątkiem od tej zasady był proces chłopki z 1685 r. Po czterokrotnych torturach została uwolniona, co może świadczyć o jej niewinności, albo o sumieniu sędziów: Quarto tracta similiter et igne probata, która też pomieniona nic a nic nie zeznała, tylko similiter Panu Bogu się polecam, Pannie Przenajświętszej i nic a nic nie zeznała[25]. Tutaj rolę języczka u wagi grały zeznania. Balcer Sanotczyk nic nie zeznał, Szymon Kopczyński słyszał o czarownicy tylko od ludzi, inni również nie mieli nic powiedzenia na jej temat. Jeśli nie zadziałały tu więzy solidarności, spotykamy się z niecodzienną sytuacją. Ostatnie tortury miały jednak potwierdzić słowa chłopki.

W 1691 r. oskarżona Anna na wszystkie zarzuty odpowiadała podobnie, obwiniając inną czarownicę: Pytana stronę bydła, które odchodziło i co wilk wlazł do obory, obalił dwoje bydła, zeznała, że Katarzyna kutrowa uczyniła. Pytana, jeżeli wie, kiedy jegomość pan Rzeszotarski jechał z jejmością do Sieradza, co woźnica wpadł w wodę z kolaski, zeznała, że to Kutrowa uczyniła. I cokolwiek się z tego działo we dworze, wszystko taż pomieniona uczyniła[26]. Wobec takiego stanu rzeczy sąd skazał Annę i także powołane, które ona na duszę swoją brała, aby na stosie drew jako czarownice spalone były per executorem iustitiae na ukaranie bawiącym się czarami[27]. Sąd więc mógł zgoła inaczej zinterpretować zrzucanie z siebie winy, tym samym doprowadzając do kuriozalnej sytuacji: pomimo tego, że Anna zaprzeczała swojej winie oskarżając inną kobietę, spotkała ją tama sama kara. Pomijam już fakt, że wszystkie mogły być niewinne.

Pora na kilka zdań podsumowań. Konstrukcja procesu pozwalała na złamanie psychiki każdej oskarżonej. Ponadto powszechnie stosowano tortury, jeśli nie fizyczne, to psychiczne, zauważmy, że już samo oskarżenie mogło być dla niektórych nadmiernym obciążeniem. Języczkiem u wagi okazywały się często protokoły z posiedzeń. Ukazywano w nich wyłącznie winę, nie próbowano nawet dociekać prawdy. Działania te był również pokłosiem ówczesnej filozofii prawa nie uwzględniającej zasad lex retro non agit czy nullum poena sine lege. Różnie wreszcie interpretowano zachowania oskarżycieli jak i oskarżonych podczas samego już procesu.

Charakter powyższych źródeł różni się znacznie od dwóch kolejnych. Księgi smolne czy Acta maleficorum pozwalają na optymalne spojrzenie na sprawy kryminalne, mają jednak pewną poważną wadę. Często ukazują spór i sprawę z jednego sprawiedliwego punktu widzenia nie uwzględniając argumentów pozwanych. Kronika Żywiecka Andrzeja Komonieckiego jako źródło pamiętnikarskie, nie zawiera tak szczegółowych opisów procesów, jej autorami nie są jednak przedstawiciele prawa. Ponadto warto przyjrzeć się jej jako ciekawemu rozwiązaniu w ukazywaniu miejskiej społeczności czasów nowożytnych.

Pod datą 1595 czytamy, że na ostatku Barbara Opiolunka z Lipowej zginęła, instygując na nią sołtys i gromada, że od kielku lat u nich w złym podejrzeniu była, iżby im miała bydło psować i pożytki odejmować, dlaczego ze wsi wygnana była. A ta przed mękami i po mękach do niczego się nie znała i z tym na Sąd Boży poszła. Jako to przedtym surowość była, niech każdy uważa[28]. Surowość opisu nie pozwala na wyciągnięcie pewnych wniosków, można jednak zauważyć specyficzne mechanizmy. W przeciwieństwie do np. do Reginy czy Anny, które również nie przyznawały się do stawianych im zarzutów, Barbara poniosła śmierć. Podejrzenie od kilku lat miało z pewnością swój wpływ na orzeczenie sądu, jednak podstawą do oskarżenia były podobne działania, jak w przypadku Reginy i innych kobiet. Autor mógł jednak celowo umieścić owo wydarzenie, co potwierdzają ostatnie słowa o wyraźnym wydźwięku wychowawczym. Stulecie później, w tej samej kronice napotykamy jednak inną sytuację: Tegoż (1698) roku padło porozumienie na Jadwigę Kubienkę i Katarzynę Chyrdulę z Lipowej wsi, jakoby ony miały czarami się bawić i pożytki sąsiedzkie odbierać i pasować. Prezentując ta sąmsiada mleko, że się jej siadało, że go mogła jako przędzę na motowidło motać, na nich to twierdząc, iż ony jej to poczyniły, a słusznego dokumentu nie było. Tylko z rozkazania ślachetnego pana Gabriela Drozdowskiego, podstarościego natenczas żywieckiego rozkazano ich pławić w Koszarawie na płosie, próbując jeżeli na dół utyną. Które na wozie w koszulach śmiertelnych do wody wieziono, będąc ludu na dziwowisko siłę, co i to wedle prawa dowodem nie było[29]. Z przypisów dowiadujemy się, że zdarzenie zakończyło się najprawdopodobniej uniewinnieniem oskarżonych kobiet. Tym razem proces płowienia nie był wystarczającym powodem, żeby skazać domniemane czarownice, ponownie zatem mamy do czynienia z łagodnością wymiaru sprawiedliwości.

Wszystkie powyższe przykłady ilustrują ciekawe wydarzenia widziane oczyma kilku zainteresowanych stron. W kilku przypadkach niedoszłe czarownice zostały uniewinnione, w innych stracone. Wyłącznie przedstawione opisy nie mogą rościć sobie prawa do głębszej analizy czarostwa w dawnej Rzeczpospolitej, chciałem pomimo tego wskazać na pewien szczegół. Już sam fakt rozbieżności chronologicznej wydarzeń oraz różny charakter źródeł powinien uzmysłowić nam, że każdy przypadek powinien być traktowany indywidualnie. Oskarżenia o czary klasyfikują się przecież do przestępstwa i zagadnień związanych z normą i patologią. Patologię zaś można diagnozować uwzględniając wyłącznie te czynniki, które wystąpiły w danym momencie. Niedopuszczalne jest holistyczne ujęcie problemu czarów oraz wskazanie pewnych tendencji bez przeanalizowania większej bazy źródłowej. Powyższe przykłady niech świadczą o tym, że warto prześledzić każdy detal, bowiem w nim właśnie może siedzieć diabeł.

Przypisy:

Pilaszek, 2008, s.127.

Feldman, 2004, s.142.

Młot na czarownice. Podręcznik napisany przez dwóch inkwizytorów Jacoba Sprengera i Heinricha Kraemera opublikowany po raz pierwszy w 1487 r. Był uważany za podstawowe kompendium wiedzy na temat czarów i czarownic. Dzieło odegrało zasadniczą rolę w kształtowaniu czarów jako zbrodni świeckiej, a jej teoretyczne podstawy uporządkował traktat Ulricha Tenglera z 1510 r. (Pilaszek, 2008, s. 182). W Polsce Młot… spopularyzowały prace Benedykta Carpzova i innych karnistów niemieckich. Sam problem procesów o czary pojawił się na większą skalę po pojawieniu się przeróbki kodyfikacji niemieckiej, Caroliny, przez Bartłomieja Groickiego (Postępek sądów około karania na gardle – 1559).

Malleus maleficarum, s.9.

Ibidem, s.130 – 131.

Delumeau, Strach w kulturze Zachodu XIV – XVIII w.,1986, s.351.

Delumeau, Cywilizacja Odrodzenia, 1987, s.371.

Ibidem, s.287.

Osiński, 2009, s.102.

Wypisy ze źródeł z 1613 i 1632 r pochodzą z Godek, Wilczek – Karczewska, 2006. Sprawy o czary przed sądem miasta Warty pochodzą z Baranowski, Lewandowski, 1987, pozostałe zawiera Komoniecki, 1987.

Godek, Karczewska, 2006, s.539.

Ibidem, s.541.

Ibidem, s.541, 542, 544.

Ibidem, s.543.

Ibidem, s.545.

Ibidem, s.539.

Inculpatam convincere non possunt.

Ibidem, s.507.

Ibidem, s.508.

Ibidem, s.507.

Baranowski, Lewandowski, 1987, s.152.

Ibidem.

Ibidem.

Ibidem, s.156.

Ibidem, s.161.

Ibidem, s.162.

Ibidem, s.163.

Ibidem, s.106.

Ibidem, s.267.

Bibliografia:

Wybór źródeł:

1.      Baranowski Bohdan, Lewandowski Władysław, 1987, Nietolerancja i zabobon w Polsce w XVII i XVIII w., Warszawa: Książa i Wiedza.

2.      Feldman Józef, 2004, Czasy saskie. Wybór źródeł, Wrocław, Ossolineum.

3.      Godek Sławomir, Wilczek – Karczewska Magdalena, 2006, Historia ustroju u prawa w Polsce do 1772/1795. Wybór źródeł, Warszawa: PWN.

4.      Komoniecki Andrzej, 1987, Chronografia albo Dziejopis Żywiecki, Żywiec: wyd. Stanisław Grodziski i Irena Dwornicka.

5.      Sprenger Jacob, Kraemer Henryk, 2008, Młot na czarownice. Malleus maleficarum, Gliwice: Fox.

Opracowania:

1.      Pilaszek Małgorzata, 2008, Procesy o czary w Polsce w wiekach XV – XVIII, Kraków: Universitas.

2.      Delumeau Jean, 1986, Strach w kulturze Zachodu XIV – XVIII wieku, przeł. Adam Szymanowski, Warszawa: PAX.

3.      Delumeau Jean, 1987, Cywilizacja Odrodzenia, przeł. Eligia Bąkowska, Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy.

4.      Osiński Zbigniew, 2009, Lęk w kulturze społeczeństwa polskiego w XVI – XVII wieku, Warszawa: DiG.