Reportaż jest gatunkiem z pogranicza literatury faktu i beletrystyki. W związku z tym, w zależności od tematu i stylu danego autora, często tę granicę przekracza. Zwłaszcza ostatnie dziesięciolecia za sprawą twórczości Ryszarda Kapuścińskiego sprawiły teoretykom literatury ogromny problem badawczy. Do jakiego gatunku bowiem należy zaliczyć Cesarza bądź Imperium? Zagadnienie jest niezwykle aktualne, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej, gdzie literaturę dzieli się na działy fiction oraz non-fiction. Wydaje się, że każde takie przyporządkowanie stanowi spore uproszczenie i dobrze, że u nas nie ma woli podobnie sztywnej oceny gatunkowej.
Słownik terminów literackich pod redakcją Janusza Sławińskiego definiuje reportaż jako: „gatunek dziennikarsko-literacki, obejmujący utwory będące sprawozdaniami z wydarzeń, których autor był bezpośrednim świadkiem lub uczestnikiem. Forma ta (…) jest genetycznie związana z takimi znanymi od dawna literaturze typami relacji jak opis podróży, list, diariusz, pamiętnik. (…) Na pograniczu literatury pięknej znajdują się takie odmiany reportaży, które łączą materiał autentyczny z fikcją fabularną, charakterystykami psychologicznymi bohaterów i rozwiniętym komentarzem narratora. Reportaż nowoczesny wchłonął wiele doświadczeń prozy narracyjnej”[1].
Nie jest to jednak jedyna znana definicja tego gatunku. Polski reportażysta dwudziestolecia międzywojennego i okresu powojennego – Melchior Wańkowicz – jest zdania, że pisanie reportażu „można porównać do pracy nad mozaiką: żadnej cząstki nie można pomalować, każdą trzeba wynaleźć w jej naturalnej barwie”[2]. Nieco mniej poetycką definicję formułuje Kazimierz Wyka. Według niego „reportaż jest wyprzedzeniem prozy powieściowej ku tematom, które jeszcze nie podległy przetworzeniu artystycznemu, jeszcze są zbyt bliskie, aby posiąść wobec nich dystans, domagają się jednak wyrazu i zapamiętania”[3].
Skoro reportaż sięga po inne tematy niż powieść, co w takim razie czyni z niego gatunek bliski literaturze pięknej? Zdaniem Zbigniewa Żabickiego „przed reporterem otwierają się możliwości podniesienia jego tekstu do rangi prozy artystyczne poprzez:
– przybranie określonej konwencji narracyjnej,
– dramatyzację wydarzeń […]
– eksponowanie sylwetek bohaterów, zatem technikę portretu,
– częściowe skoncentrowanie uwagi na samej postaci reportera”[4].
Wówczas reportażysta jest nie tylko odtwórcą wydarzeń. W opowiadane historie może on wpleść wiele wstawek, które wzbogacają horyzonty czytelnika, pozwalając mu na samodzielną analizę przyczyn, skutków i okoliczności danego wydarzenia. Wówczas „reportażysta staje się w opinii czytelników artystą”[5].
Na czym polega ten artyzm, tłumaczy Hemingway: „Gdy opisujesz coś, co się zdarzyło tego dnia, czas aktualny sprawi, że ludzie ujrzą to w swojej wyobraźni. Po miesiącu element czasu zniknie i twoje sprawozdanie stanie się płaskie. (…) Lecz jeśli stworzysz to zamiast opisać, możesz uczynić je okrągłym, całym, pewnym i tchnąć w nie życie”[6].
Tradycje polskie
Owa mnogość definicji świadczy o tym, jak trudno jest syntetycznie i prosto określić ramy charakteryzujące ten gatunek. „Nie wiem [jak go zdefiniować]. Z całą pewnością jest on jakąś formą dziennikarstwa, ale nie wiem, czym on powinien się wyróżniać. Gdzie on się zaczyna, a gdzie kończy? Na czym polega kanon reportażu? To są pytania bardzo trudne, na które nie sposób znaleźć jednoznaczne odpowiedzi”[7] – mówi Wojciech Jagielski.
Być może więc łatwiej będzie odpowiedź na pytanie, jakie cechy wyróżniają reportaże pisane przez Jagielskiego i Domosławskiego, przedstawicieli nowego pokolenia tego gatunku. Wydaje się, że korzeni ich twórczości należy poszukiwać u Ryszarda Kapuścińskiego, do związków z którym obaj się przyznają.
„W «Wyborczej» były dwie szkoły reportażu. Jedna była szkołą Kapuścińskiego, druga Hanny Krall. I myślę, że większość reporterów «Wyborczej» jest ze szkoły Krall. Mnie zdecydowanie bliższy był Kapuściński”[8].
Co różni te dwie szkoły? Przede wszystkim zainteresowania. Ryszarda Kapuścińskiego intrygowały mechanizmy historii, władza, przewroty, ale nie zapominał też o ich wpływie na społeczeństwa i narody. Hanna Krall zaś przedstawiała konkretną osobę i jej reakcje na bieg historii. Choć było to tylko odwrócenie priorytetów, to jednak fakt ten miał istotny wpływ zarówno na tematykę, jak i styl ich pisarstwa.
Co ciekawe, większość wielkich, znanych do dziś polskich reporterów związanych jest właśnie z tzw. nurtem historycznym reportażu. Podział ten ma swoje korzenie w dwudziestoleciu międzywojennym. Zbigniew Ziętek zauważa: „Najistotniejszą cechą charakteryzującą reportaż tego okresu jest jego bardzo silna polaryzacja, wywołana ukształtowaniem się wyjątkowo wyrazistego zjawiska reportażu zafascynowanego historią. (…) Utworzył on jeden biegun całego zjawiska, i tym samym (…) uwypuklił, że istnieje też reportaż zainteresowany całkiem inną problematyką, najogólniej mówiąc – społeczno-obyczajową”[9].
A zatem nurt, którego reprezentantami są Domosławski i Jagielski, jest znany w polskiej twórczości reportażowej już od dawna, a zalicza się do niego nie tylko Kapuściński, ale również Melchior Wańkowicz.
Dwa oblicza reportażu podróżniczego
Jagielskiego i Domosławskiego łączy więc pewien wspólny sposób pojmowania świata, a także czasami podejmowanie wspólnych tematów. Obu interesuje wpływ Stanów Zjednoczonych i Rosji na wydarzenia w innych krajach. Różni ich jednak znacznie więcej. Nie chodzi tutaj tylko o przedmiot opisu – Jagielski pisze o Afryce, Kaukazie i Zakaukaziu, a Domosławski o Ameryce Południowej. Różnice sięgają znacznie głębiej – do sposobu odbierania przez nich świata. Artur Domosławski interesuje się wielką polityką. Fascynują go między innymi echa konfliktu doktryn: demokracja – totalitaryzm, za czym stoją konkretne mocarstwa: Rosja i Stany Zjednoczone. Interesuje go także fakt, dlaczego wzorcowy, wydawałoby się, model demokracji amerykańskiej znajduje tak wielu przeciwników wśród obywateli tego kraju? Pokazuje on ludzi władzy, ich decyzje, pobudki moralne i przemiany wewnętrzne. Poza tym posługuje się stylem dziennikarskim i wykorzystuje narrację kamery do pokazywania konkretnych, pojedynczych wydarzeń, ale unika ferowania wyroków i dodawania komentarza odautorskiego. Jako reporter pozostaje raczej z boku, a już na pewno nie jest bohaterem swoich książek.
Inaczej pisze Wojciech Jagielski. On skupia się często na codziennych, zwyczajnych wydarzeniach, jakby dowodząc, że to one są prawdziwą historią. Przy tym czyni to wszystko w nieco gawędziarski sposób. Jego styl jest barwny i rozbudowany.
Jedno łączy obu reportażystów. Obaj skorzy są do łamania stereotypów. Chętnie pokazują, że „polski” światopogląd, zbudowany na ocenach propagowanych przez media, często nie jest jedynym prawdziwym kryterium oceny, a nawet może wprowadzać nas w błąd.
„Za swój zawodowy obowiązek uważam łamanie stereotypów i dlatego «pokazuję pod prąd». (…) Chętnie przedstawiam inną perspektywę. Pokazuję czytelnikowi, że to, co on uważał za białe, jest szare, a nawet wpadające w czerń, udowadniam, że to, co było dobre, nie musi być dobre dziś. Ten świat się cały czas zmienia i jest dużo bogatszy i pełniejszy niż to zostało kiedyś napisane”[10] – tłumaczy Wojciech Jagielski.
Droga do reportażu
Wojciech Jagielski często bywa porównywany do Ryszarda Kapuścińskiego. Dzieje się tak głównie ze względu na drogę, jaką przeszedł, zanim zaczął pisać książki. Otóż Jagielski po ukończeniu Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego podjął pracę w Polskiej Agencji Prasowej. Jak sam opowiada, często tam widywał Kapuścińskiego, który z sentymentem wracał do miejsca swojej dawnej pracy. Łączyło ich przede wszystkim zamiłowanie do Afryki, do której wówczas Jagielski jeździł jako dziennikarz depeszowy. Jak sam mówi, ta rola początkowo w zupełności go satysfakcjonowała i czyniła spełnionym.
Dopiero po pewnym czasie zaczął odczuwać, że dotychczasowy sposób wypowiadania się przestaje mu wystarczać. „Zorientowałem się, że tak krótka forma daje pewną informację, ale nie jest ona pełna. Stwierdziłem, że warto pokazać te kraje i ludzi z trochę innej perspektywy niż suche informacje w postaci np. wyników wyborów.”[11] – opowiada o przyczynach wyboru nowej formy pisarstwa. Okazało się jednak, że reportaż dziennikarski po pewnym czasie również okazał się dla niego zbyt wąski. Wówczas zaczął pisać książki.
Narracja historyczna w opozycji do „komunikacji medialnej”
Pierwsza książka Wojciech Jagielskiego – Dobre miejsce do umierania – ukazała się w 1994 r., a zatem po 8 latach pracy dziennikarskiej. Ów stosunkowo długi okres oczekiwania na pierwsze tak obszerne dzieło sprawił, że powstała książka miała cechy w pełni profesjonalnego reportażu zbeletryzowanego. Podczas gdy Kapuściński i Krall debiutowali zbiorami krótkich reportaży gazetowych, Jagielski od razu wydał dzieło w pełni dojrzałe.
Spory udział miał w tym Ryszard Kapuściński, z którym reportażysta rozmawiał o swoim pomyśle napisania książki. „Pamiętam, jak kiedyś chciałem napisać książkę i spotkałem się z nim. Kapuściński zadał mi pytanie, czy wiem, co to jest książka. Zapytał też, czy to przypadkiem nie będzie zbiór artykułów, więc odpowiedziałem mu, że nie, chociaż tak właśnie wtedy to sobie wyobrażałem”[12] – opowiada w jednym z wywiadów.
Te wszystkie czynniki sprawiły, że sposób wypowiedzi Jagielskiego już od pierwszej książki pt. Dobre miejsce do umierania jest w pełni ukształtowany. Jagielski już na początku odnajduje swój styl, którym będzie się posługiwał we wszystkich kolejnych dziełach. Jaki zatem jest styl Wojciecha Jagielskiego?
Wydaje się, że wyróżnia go przede wszystkim opisowość i gawędziarstwo. W dzisiejszych czasach, gdy jesteśmy przyzwyczajeni do narracji kamery, która zestawia jak najkrótsze i najbardziej wymowne obrazy, Jagielski opowiada(!). Jeżeliby poszukiwać odniesień do Kapuścińskiego, to jest to sposób mówienia najbliższy Imperium czy Podróżom z Herodotem.
Dla przykładu przyjrzyjmy się pierwszemu zdaniu Wieży z kamienia: „Zimna, gęsta mgła leżała jeszcze nisko nad zieloną kotliną, a blade słońce dopiero podnosiło się powoli nad górami, budząc do życia wioskę Szodroga, ukrytą między zboczami Kaukazu”[13]. Fragment ten doskonale oddaje styl reportażysty, który lubi w naturalistyczny sposób, dokładnie i szczegółowo opisywać wydarzenia świata kaukaskiego. Dzięki temu oferuje czytelnikowi coś, na co nie ma miejsca w artykułach czy depeszach prasowych. Współczesne mass media bardzo często podają suche informacje, uciekają od przedstawienia klimatu, atmosfery wydarzeń, rezygnują z poszukiwania przyczyn i konsekwencji faktów.
Na przekór tym tendencjom idzie Wojciech Jagielski. On wybiera narrację historyczną. Jej celem jest rozumienie i interpretowanie rzeczywistości. W ten sposób reporter wykorzystuje środki niedostępne dla radia i telewizji, tj. dla środków przekazu, które nie potrafią oddać tego, co niewidoczne i niesłyszalne. Książki Jagielskiego nie tylko przedstawiają fakty, ale przybliżają dodatkowo klimat wydarzeń, atmosferę, a także wzbogacają opis o komentarz odautorski, pozwalający zrozumieć czytelnikowi ukazywany w reportażu świat.
Wojciech Jagielski rozumie zadania reportażu tak: „Reportaż ma oczywiście poszerzyć wiedzę czytelnika, ale moim zdaniem powinien również zmuszać do refleksji. (…) Reportaż nie jest encyklopedią, która pokazuje, czym dane hasło jest, ma bowiem za zadanie wskazywać na zmienność – zmienność rzeczywistości, a nawet katalogów wartości. My dzisiaj chcemy mieć krótkie i nieskomplikowane definicje wszystkiego wokół. Ja jestem przeciwnikiem takiego podchodzenia do życia i do świata”[14].
Opowieść
Wojciech Jagielski określa swoje dzieła książkowe właśnie mianem opowieści. Termin ten wskazuje na prastary ustny rodowód reportażu. Taka terminologia pozostaje bliska Wańkowiczowi, według którego reportaż jest praojcem literatury.
Na piękno opowieści Jagielski zwraca uwagę również pytany o popularność Kapuścińskiego. „[Jego zaletą był] piękny styl. Kapuściński pięknie opowiadał”[15]. A zatem kim jest reporter? Co to znaczy pięknie opowiadać? Jak powstaje opowieść?
„[Chodzi o] uczciwość wobec siebie, wobec tych, dla których ma być opowieść, a także, może przede wszystkim, wobec tych, o których ona będzie. Opowieść zdawkowa, powierzchowna, byle jaka zdradza lekceważenie dla innych i całkowitą, wzgardliwą obojętność, również żałosny brak szacunku dla samego siebie”[16] – pisze w Wieży z kamienia.
Droga do napisania dobrej opowieści prowadzi przez osobiste doświadczenie. Tak jak i w antyku reporterem stawała się osoba, która widziała wydarzenia, uczestniczyła w nich i później mogła o nich mówić, tak reporter, aby pisać w sposób pełny i prawdziwy, musi „doświadczyć, wczuć się w rolę, cudzą rolę. A potem zdać z tego sprawę. Jak bowiem ukazać koszmar, samemu go nie przeżywając?”[17]
To bardzo istotne dla dalszego rozumowania. Dla Jagielskiego dobrym reporterem jest wyłącznie ten, kto osobiście doświadcza tego, o czym pisze, gdyż tylko wtedy jego opowieść jest autentyczna.
Czy reportaż może zawierać elementy fikcji?
Paradoksalnie, takie podejście do roli reportażu nie wyklucza u Jagielskiego wprowadzania do niego elementów fikcyjnych.
„Jest to opowieść prawdziwa, podobnie jak prawdziwe jest miasteczko Gulu, w którym się ona rozgrywa. Prawdziwi są też bohaterowie opowieści: opętani przez duchy Joseph Kony, stary Severino, Kenneth Banya (…). Nora, Samuel i Jackson na potrzeby tej opowieści stworzeni zostali z kilku rzeczywistych postaci”[18] – pisze we wstępie do swojej ostatniej książki pt. Nocni wędrowcy.
Ta metoda pisarska nasuwa skojarzenia z Hanną Krall. „Zagęszczam – tłumaczy w jednym w wywiadów – z wielu zdań robię jedno. Dokładnie takie zdanie mogło nie paść, ale jest prawdziwsze od wypowiedzianego.”[19]
W ten sposób postępuje również Wojciech Jagielski. On także zagęszcza – tyle, że nie zdania, słowa, a postaci. Główni bohaterowie jego reportażu stanowią efekt kreacji(!), choć nie oznacza to, że są nieprawdziwi. Takie odkrycie wymusza na czytelniku refleksję nad gatunkowymi ramami reportażu.
Nie ulega wątpliwości, że reportaż jest gatunkiem mimetycznym. Zgodnie z taką definicją reporter ma za zadanie naśladować rzeczywistość, a nie tylko odwzorowywać to, co widzi. Stanowi to oczywiście poszerzenie sposobów ukazywania świata charakterystycznych dla tego gatunku. Jednakże nie jest to zabieg nowatorski w historii reportażu, bo już Wańkowicz w Na tropach Smętka wprowadzał postaci całkowicie fikcyjne. Ważne jest jednak, że w reportażu fikcja może służyć jedynie pogłębieniu zagadnień czy pewnej syntezie. Potwierdza ona i uwydatnia rzeczywistość, można by rzec: kondensuje ją.
„Ja” narratora
To nie jedyny sposób naruszania przez Jagielskiego sztywnych ram tzw. czystego reportażu. Bardzo często pozwala on sobie na komentarze odautorskie, które, jak wiadomo, przez wielu są postrzegane jako naruszenie zasad gatunku. Puenta powinna bowiem wynikać ze sposobu relacjonowania czy kolejności przedstawiania zdarzeń.
Wydaje się jednak, że taki sposób prowadzenia myśli nie pasuje do gawędziarskiego tonu Jagielskiego. Reportażysta, a zarazem rozgadany narrator, prowadzi swojego czytelnika po kaukaskim i afrykańskim świecie, proponując mu swoje oceny wydarzeń i faktów. „Ja jestem narratorem, a to są moje osobiste opowieści i moje własne przemyślenia i refleksje”[20] – deklaruje sam autor. Nie oznacza to jednak, że chce on narzucić swoją wersję, swoją ocenę. Jak sam mówi, stara się zawsze obok części stricte reportażowej umieścić własną interpretację, choć czytelnik z podanych wcześniej opisów może wysnuć zupełnie inne wnioski.
Opisane zabiegi sprawiają, że mamy wrażenie wyeksponowania roli narratora w tekście. Znajdujemy nawet fragmenty bezpośrednio poświęcone jego pracy, zbieraniu materiałów, próbom nawiązywania kontaktu z ludźmi czy też ewolucji poglądów i ocen moralnych. Wszystko to prowadzi do skoncentrowania uwagi na postaci reportażysty. Zabieg ten jest wymieniany przez Zbigniewa Żabickiego wśród środków służących podniesieniu reportażu do rangi prozy artystycznej.
Forma a treść
A zatem dochodzimy do wniosku, że Jagielski używa kilku metod pracy charakterystycznych dla dzieł literackich, a nie dziennikarskich. Są to: dramatyzacja wydarzeń, wprowadzenie fikcji do utworu, stosowanie komentarzy odautorskich czy też koncentracja uwagi czytelnika na roli narratora. Użycie takiej formy wyrazu nie jest jednak zabiegiem mającym na celu wyłącznie upiększenie sposobu wypowiadania się reportera. Wykorzystanie wymienionych środków ma związek z otwarciem się Jagielskiego na tematy związane z konkretnym człowiekiem.
Wojciech Jagielski rozpoczął swoją działalność dziennikarską w Polskiej Agencji Prasowej. Jako dziennikarz depeszowy był bardzo mocno ograniczony poprzez tzw. miejsce gazetowe. To doświadczenie sprawiło, że zdecydował się na podjęcie formy dłuższej i bardziej literackiej, co miało pozwolić na oddanie także klimatu i tła wydarzeń.
Jagielskiego-dziennikarza gazetowego interesowały wydarzenia, przewroty, wybory, rewolucje. Jagielski-reportażysta będzie zainteresowany nimi o tyle, o ile będą one przekazywały jakąś prawdę o człowieku. Większy nacisk będzie kładł na pobudki i przyczyny niż na same skutki takich wydarzeń. Dlatego też zacznie korzystać z literackich środków wyrazu.
Dziennikarskie formy pozwalają tylko nazywać pewne zjawiska, rzeczy, ludzi za pomocą nazw, obrazów, znaków charakterystycznych dla danej kultury. „W tym właśnie leży problem. W nazwach – powiedział wyrwany z drzemki Jackson. – Nazywacie po swojemu to, co u nas zastajecie, i jesteście przekonani, że mając wszystko ponazywane, będziecie też wszystko rozumieć. Ale my mamy własne nazwy i patrzymy po swojemu”[21].
Jackson – miejscowy dziennikarz i jednocześnie przewodnik Jagielskiego po Afryce – zwraca uwagę na największy problem współczesnego dziennikarstwa, które przykłada te same kryteria kulturowe do innych światów, innych realiów. Okazuje się jednak, że za pomocą europejskich kodów kulturowych nie da się nazwać tego, co jest charakterystyczne dla zupełnie innej kultury. Dlatego też Jagielski próbuje nie nazywać, ale zrozumieć. W tym celu sięga po środki literackie, które pozwalają na przekazanie czegoś więcej niż tylko nazw, ocen, etykiet.
Główny cel – informacja
Przed podobnym problemem staje również Artur Domosławski. On także dostrzega niemożność zrozumienia obcych kultur jedynie za pomocą europejskich kryteriów światopoglądowych. Często zwraca uwagę na inne doświadczenia kulturowe, które wymuszają rozbieżne oceny pewnych faktów.
„Takim doskonałym przykładem jest Pinochet, który zastopował komunizm w Chile i tutaj w Europie jest uznawany za postać pozytywną. Walczył z komunizmem, a zatem w domyśle walczył, według polskich kluczy kulturowych, z tymi, którzy chcieli ustanowić system, z powodu którego my cierpieliśmy. Starałem się pokazać, że to nie jest takie proste. Idee lewicowe były w tamtej części świata wyrazem pewnych dążeń, aspiracji wolnościowych. Tak się złożyło, że tamta część świata była pod wpływem liberalnych Stanów Zjednoczonych, a my pozostawaliśmy pod dominacją komunistycznej Rosji. Chciałem zatem pokazać, że gdyby ludzie, którzy tu walczyli z ideami socjalistycznymi, urodzili się w Ameryce Łacińskiej, mogliby znaleźć się po zupełnie innej stronie”[22] – mówi autor.
Okazuje się jednak, że na problem bezpośredniej nieprzetłumaczalności pewnych realiów Domosławski odpowiada inaczej niż Jagielski. Wynika to chyba z zainteresowania innymi rejonami. Opisywanie bardzo żywiołowej, otwartej i emocjonalnej kultury Ameryki Łacińskiej wymaga innych środków wyrazu niż opisywanie sprawiających wrażenie nieco archaicznych i sennych rejonów np. Bliskiego Wschodu. Drugim, jeszcze istotniejszym, powodem wydaje się różnica zainteresowań. O ile Jagielski z czasem odchodzi od tematyki politycznej w stronę humanistycznej, o tyle dla Domosławskiego mechanizmy polityki cały czas są głównym problemem. Często pisze on o władcach, rewolucjonistach, przedstawia ich sylwetki, mechanizmy działania.
Odmienna treść, odmienne realia zawsze wymuszają dobór innych środków. Reportaż pojawił się w pisarstwie Artura Domosławskiego, tak jak i u Jagielskiego, stosunkowo późno, wraz z zainteresowaniem rejonami Ameryki Łacińskiej.
„Uprawianie publicystyki na temat Ameryki Łacińskiej w Polsce jest zadaniem niedorzecznym, gdyż przeciętny polski czytelnik ma ograniczoną wiedzę na ten temat, a nawet, jeśli ją ma, jest ona powierzchowna. Dlatego, używając języka teoretycznoliterackiego, głównym zadaniem reportażu jest ukazanie świata przedstawionego – mówiąc prościej, opisanie świata, którego czytelnicy nie znają lub znają go słabo. Reportaż może nabierać cech publicystycznych wtedy, kiedy próbujemy opisać jakieś wrażenia pozawzrokowe. Wówczas sięgamy po kody kulturowe, wyobrażenia i doświadczenia charakterystyczne dla czytelnika i reportera”[23] – tłumaczy wybór gatunku.
A zatem Domosławski stawia przede wszystkim na informacyjną funkcję tego gatunku. Postępuje zgodnie z definicją przedstawioną przez Artura Rejtera, która dowodzi, że: „reportaż ma na celu przedstawianie faktów (nadrzędna funkcja sprawozdawcza), ewentualnie komentarza do nich”[24]. Ograniczając się do tej warstwy sprawozdawczej, Domosławski w mniejszym stopniu niż Jagielski wchodzi w psychikę opisywanych osób, mniej zastanawia się nad ich motywacjami i uczuciami, interesują go raczej pewne uniwersalne, zewnętrzne mechanizmy rządzące światem polityki. Jest to zainteresowanie samą polityką jako formą rządzenia, a nie, jak u wielu innych reporterów, próba poszukiwania skutków decyzji politycznych w codziennym świecie zwykłych ludzi.
Nie jest to jednak zwykłe, gazetowe dziennikarstwo zajmujące się polityką. Wydaje się, że cel pisarstwa Artura Domosławskiego stanowi przedstawianie takich faktów i wydarzeń politycznych, które zwykle nie przedostają się do mass mediów, gdyż są niepopularne. „Trudność polega na tym, żeby z taką informacją i zmianą proporcji przebić się do mediów głównego nurtu. Nie jest tak, jak wiele osób sądzi, że cenzura skończyła się wraz z upadkiem socjalizmu realnego w Polsce. W dzisiejszych czasach, w innej formie również propaguje się pewne ideologie, a utrudnia przekazywanie innych. Mówi się często, że o ile w państwach autorytarnych dla ludzi o odmiennych poglądach jest cela w więzieniu, tak w państwie demokratycznym jest cela śmiechu. Poglądy niepopularne są traktowane jako śmieszne, dziwaczne”[25] – tłumaczy autor. Reportaż daje więc Domosławskiemu większą swobodę, pozwala być niezależnym tematycznie.
Wierny opis rzeczywistości
Jagielskiego i Domosławskiego w stronę wyboru formy reportażowej prowadzą dwie odmienne drogi. Jagielski chce bardziej wyrazić siebie, stać się w pełni bohaterem i narratorem, podczas gdy Domosławski poszukuje raczej pełnej swobody doboru tematów i wyrażania opinii. Nic zatem dziwnego, że stylistyka ich pisarstwa będzie się w pewnych punktach różnić.
Artur Domosławski stara się głównie informować – przedstawiać świat. W tym celu bardzo często wykorzystuje wypowiedzi innych osób. Oddaje głos swoim rozmówcom, prawdziwym świadkom wydarzeń, jakby chcąc pokazać, że oni wiedzą lepiej, bo oni tam żyją na co dzień. Taki zabieg stosuje zarówno w Gorączce latynoamerykańskiej, jak i w Ameryce zbuntowanej. Zwłaszcza ta ostatnia publikacja, stanowiąca zbiór rozmów, wyraźnie ilustruje wspomnianą tendencję w pisarstwie Domosławskiego.
Podczas gdy w swojej ostatniej książce Jagielski wprowadza elementy fikcji poprzez wykreowanie pewnych postaci z wielu rzeczywistych osób, Domosławski chce tak wiernie opisać świat, że usuwa się na bok i pozwala mówić innym.
„Zazwyczaj staram się jednak usuwać w cień i być taką kamerą. (…) Staram się często operować obrazami, gdyż uważam, że one o wiele silniej przemawiają do odbiorcy”[26].
Takie patrzenie na reportaż na pewno jest bliższe teorii gatunku i jego dziennikarskiemu pochodzeniu.
Metody dziennikarskie w służbie literackiej refleksji
Narrację kamery znajdujemy również w wielu dziełach Kapuścińskiego. Taką metodę stosował on zwłaszcza na początku swojej kariery, a jej mistrzostwo osiągnął w Szachinszachu. Właśnie w tej książce Ryszard Kapuściński często zestawia na zasadzie collage’u zapamiętane sytuacje, opowieści przypadkowo spotkanych osób, opisy zdjęć czy wycinki prasowe. W ten sposób tworzy coś, co jest bardzo bliskie idei mozaiki, sformułowanej przez Melchiora Wańkowicza.
Wydaje się, że właśnie taki sposób pisania jest bliski Arturowi Domosławskiemu. On również w Gorączce latynoamerykańskiej przeplata swoją opowieść o różnych państwach krótkimi wypowiedziami znanych osób czy też tzw. miniaturami. Owe krótkie teksty, uzupełniające główny nurt reportaży, są właśnie takimi obrazami dodającymi do opisu świata informacje konieczne dla jego zrozumienia.
Przy ich pomocy Artur Domosławski wstawia do reportażu tzw. backgroundy, które mają za zadanie przekazać czytelnikowi nieznającemu realiów amerykańskich podstawowe informacje i fakty. „Zazwyczaj staram się w każdym tekście wstawiać tło wydarzeń. Czytelnik, który nic nie wie na dany temat, dowie się dzięki temu o kontekście danego wydarzenia czy zjawiska. To nie jest żaden mój wynalazek, ale szkoła dziennikarstwa anglosaskiego, według której za każdym razem trzeba napisać np.: prezydent USA Barack Obama. Trzeba więc traktować czytelnika tak, jakby on słyszał o danym wydarzeniu czy nazwisku po raz pierwszy”[27].
Dzięki temu Domosławski nie klasyfikuje swojego odbiorcy. Ideałem dla niego jest w tym Ryszard Kapuściński, który również pisze do czytelnika określonego mianem człowieka ciekawego świata. Dzięki backgroundom nawet ktoś nieznający realiów latynoametrykańskich może czytać i rozumieć reportaże Domosławskiego. Oczywiście pod warstwą prostych i oczywistych faktów kryje się jeszcze inny sens, który zaciekawi osobę bardziej oczytaną. W Gorączce latynoamerykańskiej sens ten wydobywa paralela wielu niezwykle podobnych wydarzeń politycznych dotyczących władzy w różnych krajach.
Domosławski prowadzi czytelnika do smutnej konstatacji, że kolejne przewroty i zmiany władzy dotyczą tylko elit, zaś nie zmieniają niczego w bardzo trudnej sytuacji niezwykle licznej w tych rejonach biedoty. Uwolnienie rynku pozwala oligarchom na niekontrolowane bogacenie się kosztem biednych mas, które nie mają szans na podjęcie inicjatywy gospodarczej, zaś prosta, rozdawnicza polityka socjalna zwykle nie trafia do właściwych rąk, za to w krótkim czasie prowadzi do upadku finansów państwa.
„W nas, z Europy Wschodniej, po nauczce realnego socjalizmu, zawsze będzie istniała pokusa (…) usprawiedliwiania [kapitalizmu]: model był dobry, tylko zdeprawowani ludzie go zepsuli. Co jednak odpowiedzieć tym Latynoamerykanom, którzy uważają, że nasz, wschodnioeuropejski socjalizm był w intencjach dobry, tylko biurokraci go popsuli, wypaczyli (…) Nie ma innego socjalizmu niż socjalizm realny. Nie ma innego kapitalizmu niż kapitalizm realny.”[28]
Ten cytat stanowi jeden z odautorskich komentarzy zawartych w Gorączce latynoamerykańskiej i jest on swoistym credo, którym autor mógłby podsumować całą książkę. Wydaje się, że właśnie w ten sposób reporter znajduje uniwersum. Tak jak literackość reportażu Jagielskiego zawierała się w stylu, języku czy sposobie budowania opowieści, tak Domosławski wynosi swoją twórczość poza ramy reportażu poprzez poszerzenie tematu.
W pewnym momencie czytelnik orientuje się, że autor wcale nie pisze już o Argentynie, Brazylii czy Peru, ale zaczął mówić o polityce bardzo ogólnie. Analiza wydarzeń politycznych wielu krajów zmusza do refleksji nad sensem różnych systemów politycznych. Autor ucieka od filozoficznych pytań o to, który z nich jest najlepszy. Po prostu pokazuje, że żaden nie stanowi rozwiązania problemów Ameryki Łacińskiej. Zdaje się mówić o tym, że nie da się w sposób prosty przenosić wzorców europejskich na tamten grunt, ale trzeba szukać nowych rozwiązań. Podobnie jak Ryszard Kapuściński zauważa, że fala krwawych przewrotów pozostanie nieprzerwana do momentu, w którym poprawi się status obywateli – do tego stopnia, aby mogli oni zacząć normalnie uczestniczyć w toczącym się życiu.
Właśnie taka refleksja zdaje się być prawdziwym tematem Gorączki latynoamerykańskiej, chyba najbardziej literackiej spośród książek wydanych przez Artura Domosławskiego.
Narrator-kronikarz a narrator-uczestnik
Dochodzimy zatem do wniosku, że Gorączka latynoamerykańska jest w pewnych fragmentach traktatem o systemach politycznych, wyrażonym przy użyciu środków reportażowych. Jakie to są środki? Co pozwala reporterowi na podjęcie tak skomplikowanej i filozoficznej refleksji?
Otóż bardzo istotną rolę w sposobie wypowiadania się reportera stanowi pozycja narratora. Okazuje się, że narracja książek Domosławskiego często prowadzona jest dwutorowo. Najczęściej do głosu dochodzi narrator-kronikarz. Ma to miejsce zwłaszcza wtedy, kiedy Domosławski pisze o pewnych faktach historycznych i politycznych. Bardzo często reporter stara się informować czytelnika również o wydarzeniach, których nie mógł być świadkiem ze względu na historyczną chronologię. Wtedy również korzysta ze wspomnianego sposobu opowiadania. Narrator obiektywny mówi zwykle językiem dzisiejszych mediów i zachowuje dystans do przedstawianych wydarzeń. W żaden sposób nie ujawnia on swojego pochodzenia ani swojej roli w opisywanych faktach.
W reportażach Domosławskiego jest jednak jeszcze jeden narrator: narrator-reporter, który nie stroni od prezentacji swoich indywidualnych, subiektywnych przeżyć. Zwraca on uwagę na to, że jest Polakiem, Europejczykiem, inaczej mówiąc: przyznaje, że jest z zewnątrz i nie należy do świata, o którym pisze.
„Staram się unikać sytuacji, w której ja jestem bohaterem reportażu, chociaż zdarza mi się pisać w pierwszej osobie. Stosuję tę narrację, kiedy ważne jest moje osobiste doświadczenie. W Gorączce latynoamerykańskiej istotne było to, że jako reporter mam doświadczenie realizmu socjalnego i z tym bagażem oglądam wydarzenia zimnej wojny w Ameryce Łacińskiej. Tutaj to moje „ja” było istotne. Zazwyczaj staram się jednak usuwać w cień i być taką kamerą”[29] – tak autor tłumaczy wprowadzenie do reportażu swojej osoby.
Zabieg ów jest wymieniany przez Zbigniewa Żabickiego jako jedna z możliwości podniesienia tekstu do rangi prozy artystycznej. Pozwala on w pewnym sensie identyfikować się czytelnikowi z charakterystycznym dla reportera sposobem odbierania świata, a także uzasadnia pewne sądy i opinie.
Taki sposób opowiadania pojawia się czasami już w reportażu Chrystus bez karabinu, gdy autor próbuje pokazać kontrast pomiędzy ocenami pontyfikatu Jana Pawła II w Europie (szczególnie w Polsce), a tymi z innych kontynentów. Jednakże, jak sam mówi, podobny model prowadzenia narracji najczęściej uwidacznia się w Gorączce latynoamerykańskiej.
Czy reporter może wypowiadać swoje oceny?
Zwykle Artur Domosławski unika wypowiadania swoich sądów wprost. Warto przy okazji zaznaczyć, że reportaż sensu stricte nie dopuszcza obecności komentarzy odautorskich. Jednakże u wielu reporterów, choćby u Ryszarda Kapuścińskiego, często się one pojawiają.
„W Gazecie Wyborczej istnieje taka szkoła, która wywodzi się od Małgorzaty Szejnert. Ma ona wielu przedstawicieli i według jej zasad tego komentarza nie powinno być w ogóle. Ja purystą tego gatunku nie jestem. U mnie taki komentarz się pojawia, choć nie aż tak często. Pozwalam sobie na niego stosunkowo rzadko, gdyż chciałbym, aby to wydarzenia same opowiadały. Mój komentarz zwykle wynika ze sposobu ustawienia wydarzeń, z kolejności, a także z zakończenia reportażu. Są jednak takie sytuacje, w których nie sposób czegoś nie skomentować od siebie i one tego komentarza wymagają”[30].
Domosławski również czasami korzysta z tego środka wyrazu. Przykładem może tu być cytowana wcześniej wypowiedź o systemach politycznych. Podobne opinie wyraża wyłącznie narrator, którego utożsamiamy z reporterem i są one zwykle stosunkowo subiektywne, przefiltrowane przez jego kulturalne pochodzenie.
Komentarze odautorskie u Domosławskiego najczęściej nie stanowią oceny teraźniejszych, chwilowych wydarzeń. One raczej dotykają wspomnianego uniwersum problemów i wątpliwości o charakterze ogólniejszym. Pozwalają autorowi na wejście w sferę tematów, którymi zwykle reportaż się nie zajmuje. Czy zatem to jest jeszcze reportaż?
Wydaje się, że wobec współczesnej formy tego gatunku nie powinniśmy mieć podobnych wątpliwości, co więcej, wielu innych reporterów idzie podobną drogą. Tę nową formę reportażu zapoczątkował Ryszard Kapuściński, którego Cesarza wielu nazywało przecież traktatem(!) o władzy. Choć jego książki przysparzają teoretykom problemów typologicznych, to jednak trudno mu odmówić stałego miejsca we współczesnej twórczości reportażowej. Gdyż dzisiaj reportaż jest „rodzajem literatury. Wyróżnia go tylko jedna rzecz. Literatura w większości jest opartą na obserwacjach świata, ale jednak jest fikcją, podczas gdy literatura faktu opowiada o prawdziwych bohaterach i prawdziwych wydarzeniach”[31] – jak mówi Teresa Torańska.
Rola reportażu
Można się zastanawiać na rolą reportażu, zwłaszcza podróżniczego, w dzisiejszym społeczeństwie, które podobno jest tak dobrze poinformowane. Zauważmy, że sama podróż nie jest niczym wyjątkowym. Praktycznie każdy, kogo na to stać, może spakować się, kupić bilet i wyjechać z kraju do najodleglejszych zakątków świata.
Niczym szczególnym nie jest także informacja. Setki serwisów internetowych prześcigają się w jak najszybszym podawaniu wiadomości i poznanie wyników zagranicznych wyborów czy informacji o innych wydarzeniach wcale nie wymaga dziś osobistej obecności. Jaka zatem jest rola reportera i skąd bierze się taka popularność reportaży w dzisiejszych czasach?
Odpowiedź na to pytanie zdaje się dawać Ryszard Kapuściński w Lapidarium III, odwołując się do tzw. paradoksu Schella. „Paradoks naszych czasów – pisze Schell – polega na tym, że rozwojowi informacji towarzyszy wzrost niewiedzy. (…) Wygląda na to, że podczas gdy komputery zapchane są informacją, w umysłach straszy coraz większa pustka.”[32] W natłoku wiadomości czytelnik pozostaje zagubiony. Nie wie, co jest ważne, a co nieistotne. Nie jest w stanie przyjąć, zrozumieć i zinterpretować tak wielu faktów, którymi codziennie za pośrednictwem telewizji, radia i prasy jest zasypywany. Któż zatem może pomóc człowiekowi zrozumieć otaczający go świat? Lovell tłumaczy, że „pisarz sprawdza swoje społeczeństwo pod kątem prawd ogólnoludzkich i – w jakimś sensie – odwiecznych; dziennikarz, przeciwnie, pod kątem realiów powszedniości i doraźności, na zasadzie hic et nunc. A reporter? Jego miejsce – jest gdzieś pośrodku”[33].
Rolą reportera jest więc odniesienie tego, co powierzchowne, codzienne i teraźniejsze do kryteriów uniwersalnych i ogólnoludzkich. Właśnie on może i powinien porządkować naszą wiedzę o świecie poprzez postawienie jej wobec tła uniwersalnych ocen moralnych czy naszej wrażliwości społecznej.
Zdaniem Johna Carey’a, reporter ma jeszcze jedną przewagę nad fikcjopisarzem. „Aby bowiem literatura wyobraźni mogła osiągnąć swój efekt, czytelnik musi uwierzyć w to, o czym ona mówi. To z kolei musi pociągać za sobą element gry, zmowy czy samooszukiwania. W przeciwieństwie do tego, reportaż opisuje to, co rzeczywiste, co literatura może poruszać jedynie poprzez fikcję. (…) Reportaż skazuje nas na wygnanie z krainy fikcji w gorzkie tereny prawdy. Wszyscy wielcy dziewiętnastowieczni pisarze realiści (…) zbliżali się do technik reportażu. (…) Ale cel, ku któremu zmierzali, był zawsze poza ich zasięgiem. W najlepszym wypadku mogli stworzyć imitację reportażu, pozbawioną jego najistotniejszego elementu: świadomości czytelnika, że to wszystko wydarzyło się naprawdę”[34].
Świadomość prawdy, realności opisywanych wydarzeń musi głęboko przemawiać do czytającego. Dotyka jego wrażliwości, szokuje i zmusza do odpowiedzi na pytania stawiane przez reportera. Nie pozwala na bierność wobec prezentowanych faktów.
Warto się także zastanowić, dlaczego popularność zdobywa dziś reportaż podróżniczy. Przecież wydarzenia rozgrywające się w Polsce bardziej nas dotyczą i poruszają. Trudno dopatrywać się walorów reportażu zagranicznego w egzotyce samej podróży. Dziś, gdy świat stał się globalną wioską, nikogo już przecież nie szokuje wyprawa do najdalszych nawet krajów.
Wydaje mi się, że odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Ryszard Kapuściński, opisując dwór Hajle Selassje, uzyskał znakomite uogólnienie. Czytając o realiach etiopskich, wielu ludzi odkrywało obecność podobnych zależności w swoich firmach, korporacjach czy też władzach państwowych. Wrażenie to było tak dojmujące, że zarzucano Kapuścińskiemu, iż nie stworzył reportażu, ale kostiumową groteskę o realiach polskich. Czy taki sam efekt osiągnąłby, pisząc wprost o świecie europejskim? Podróż, pozorna obcość, inne realia – to wszystko daje pewien dystans, który pozwala zrozumieć to, co ogólne i uniwersalne.
Pytanie o sens działalności reportera zagranicznego stawia także Jackson – bohater Nocnych wędrowców i przewodnik Wojciecha Jagielskiego. „Tobie się zdaje, że wszystko rozumiesz, wszystko wiesz. A tak naprawdę widzisz tylko trochę i tylko to, co dostrzegają wszyscy – dodał po chwili. – Ale to, co naprawdę ważne, bez czego nie da się tego zrozumieć, pozostaje dla ciebie niewidoczne. I nie zmienisz tego, tak jak nie zmienisz siebie. (…) Ale może tak być powinno. Może to właśnie inni powinni nas oceniać. Skoro sami nie potrafimy dojść ze sobą do ładu, może lepiej przyjrzeć się sobie oczami innych”[35].
Czy my jesteśmy inni od Afrykańczyków? Czy potrafimy obiektywnie spojrzeć na siebie i na nasz świat? Wydaje się, że czasami jest to bardzo trudne. Może tak być powinno? Może lepiej przyjrzeć się sobie w tych, którzy tylko pozornie są od nas inni. Czyż umożliwienie podobnego spojrzenia nie jest zadaniem reportera zagranicznego?
Jacek Żuk
Bibliografia
I Bibliografia podmiotu:
- Domosławski A., Ameryka zbuntowana, Świat Książki, Warszawa 2007, ISBN 83-247-0903-8.
- Domosławski A., Chrystus bez karabinu: o pontyfikacie Jana Pawła II, Prószyński i S-ka, ISBN 83-7337-552-X.
- Domosławski A., Gorączka latynoamerykańska, Świat Książki, Warszawa 2007, ISBN 83-247-0683-9.
- Jagielski W., Dobre miejsce do umierania, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2008, ISBN 83-7414-536-7.
- Jagielski W., Modlitwa o deszcz, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2008, ISBN 83-7414-535-0.
- Jagielski W., Nocni wędrowcy, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2009, ISBN 83-7414-602-9.
- Jagielski W., Wieża z kamienia, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2008, ISBN 83-7414-509-1.
II Bibliografia przedmiotu:
- Kapuściński R., Autoportret reportera, Wydawnictwo Znak, Kraków 2006, ISBN 83-240-0347-9.
- Kapuściński R., Lapidarium III, Czytelnik, Warszawa 1997, ISBN 83-07-02569-9.
- Kot W., Hanna Krall, Dom wydawniczy Rebis, Poznań 2000, ISBN 83-7120-890-1.
- Wańkowicz M., Karafka La Fontaine’a, Wydawnictw Literackie, Kraków 1983, ISBN 83-08-00820-8.
- Wańkowicz M., Prosto od krowy, Iskry, Warszawa 1965.
- Wolny-Zmorzyński K., Kaliszewski A. i Furman W., Gatunki dziennikarskie, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2006, ISBN 83-60501-01-6.
- Ziętek Z., Wiek dokumentu, Wydawnictwo IBL, Warszawa 1999, ISBN 83-87456-35-7.
- Słownik terminów literackich, pod red. J. Sławińskiego, Zakład Narodowy im. Ossolińskich – Wydawnictwo, Wrocław 2000, ISBN 97-88830-40-3.
- Słownik wiedzy o mediach, pod red. E. Chudzińskiego, Park Edukacja, Warszawa – Bielsko-Biała 2007, ISBN 83-7446-668-4.
- Wokół reportażu podróżniczego t. 2, pod red. D. Rotta, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2007, ISBN 83-226-1608-6.
- Sosnowski J., Klub Trójki, Program III Polskiego Radia, 5 listopada 2009.
- Średziński P., Wywiad: Wojciech Jagielski [dostęp: 2009-11-10], Internet: http://afryka.org/index.php?showNewsPlus=2846.
[1] Słownik terminów literackich, pod red. J. Sławińskiego, Zakład Narodowy im. Ossolińskich – Wydawnictwo, Wrocław 2008, s. 471.
[2] M. Wańkowicz, Prosto od krowy, Iskry, Warszawa 1965, s. 48.
[3] M. Wańkowicz, Karafka La Fonteine’a, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1983, s. 42.
[4] Gatunki dziennikarskie, K. Wolny-Zmorzyński, A. Kaliszewski i W. Furman, Wydawnictwa Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2006, s. 67.
[5] Słownik wiedzy o mediach, pod. red. E. Chudzińskiego, Park Edukacja, Warszawa – Bielsko-Biała 2007, s. 298.
[6] M. Wańkowicz, Karafka La Fonteine’a, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1983, s. 191.
[7] J. Żuk, Za swój zawodowy obowiązek uważam łamanie stereotypów, wywiad z W. Jagielskim, wrzesień 2009.
[8] P. Średziński, Wywiad: Wojciech Jagielski [dostęp: 2009-11-10], Internet: http://afryka.org/index.php?showNewsPlus=2846.
[9] Z. Ziętek, Wiek dokumentu, Wydawnictwo IBL, Warszawa 1999, s. 81.
[10] J. Żuk, Za swój zawodowy obowiązek uważam łamanie stereotypów, wywiad z W. Jagielskim, wrzesień 2009.
[11] Ibidem.
[12] P. Średziński, Wywiad: Wojciech Jagielski [dostęp: 2009-11-10], Internet: http://afryka.org/index.php?showNewsPlus=2846.
[13] W. Jagielski, Wieża z kamienia, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2008, s. 9.
[14] J. Żuk, Za swój zawodowy obowiązek uważam łamanie stereotypów, wywiad z W. Jagielskim, wrzesień 2009.
[15] Ibidem.
[16] W. Jagielski, Wieża z kamienia, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2008, s. 87.
[17] Ibidem, s 86-87.
[18] W. Jagielski, Nocni wędrowcy, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2009, s. 6.
[19] W. Kot, Hanna Krall, Dom wydawniczy Rebis, Poznań 2000, s. 39.
[20] J. Żuk, Za swój zawodowy obowiązek uważam łamanie stereotypów, wywiad z W. Jagielskim, wrzesień 2009.
[21] W. Jagielski, Nocni wędrowcy, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2009, s. 110.
[22] J. Żuk, Świat nie jest taki prosty, wywiad z A. Domosławskim, październik 2009.
[23] Ibidem.
[24] Wokół reportażu podróżniczego t. 2, pod red. D. Rotta, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2007, s. 37.
[25] J. Żuk, Świat nie jest taki prosty, wywiad z A. Domosławskim, październik 2009.
[26] Ibidem.
[27] Ibidem.
[28] A. Domosławski, Gorączka latynoamerykańska, Świat Książki, Warszawa 2007, s. 301.
[29] J. Żuk, Świat nie jest taki prosty, wywiad z A. Domosławskim, październik 2009.
[30] Ibidem.
[31] J. Sosnowski, Klub Trójki, Program III Polskiego Radia, 5 listopada 2009.
[32] R. Kapuściński, Lapidarium III, Czytelnik, Warszawa 1997, s. 43.
[33] M. Wańkowicz, Karafka La Fontaine’a, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1983, s. 227.
[34] R. Kapuściński, Lapidarium III, Czytelnik, Warszawa 1997, s. 73-74.
[35] W. Jagielski, Nocni wędrowcy, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2009, s. 54.