“POEZJA GARBATA”
Moja poezja groźna i chmurna
i kołkiem kęs stanie gdy wsłuchasz się w słowa,
cenna jak niebo i piekło,
zbawienie,
jak sen spokojny,
i ludzi uznanie,
i z bogiem rozmowa.
Moja poezja chora i krzywa, jak garb niewygodna i ciężka,
wstydliwa, cierpiąca, szpecąca i smutna,
w me życie wpisana jak klęska.
Jak kamień młyński,
u szyi topielca,
co zastygł w modlitwie do ziemi,
i grobu ciemnego,
o litość.
Bo moja poezja jest dla wybranych, dla niepokornych, dla oszukanych.
Gniewem wybucha i rani jak granat, jak pocisk razi, beznadziejnością,
by głupot i kłamstw mur wieczny rozwalić ma ranić!
i trwożyć! by oczy otworzyć i czaszkę przewiercić i mózg rozsadzić
i wstrząsnąć umysłem,
do głębi!
Żali, pretensji, trwożną sforę wiedzie, by
w ciemną norę lęku zapędzić życie moje,
i pytaniami “dlaczego”, “po co” myśli osaczać
i kąsać do krwi i bólem omotać
– kłębem kolczastych drutów.
Wasza poezja zabawką jest dworską
co gustom tandetnym, gawiedzi pochlebia,
co banał prostacki na podium wyniesie, spragnionym da igrzysk, kawioru i chleba.
By prawomyślna za wystawnym stołem, konsumowała ją do obiadu, jak
szynkę czy schabowy, by gładko przełknęła,
i słów kompocikiem popiła słodziutkim i
szybko trawiła kłamliwą bzdurę, na ust pełnych chwałę bożą? świata? ludzi?…
Wasza poezja za baksów tysiąc; bo żona, bo dom, jacht i samochód,
czynsz trzeba zapłacić i ogrzać mieszkanie,
i kupić dla dzieci ubranie nietanie,
trzeba mieć spory dochód!
Moja poezja jak kamień jest polny,
co w bucie uwiera,
gdy sunę z mozołem,
skałę syzyfową,
krętą drogą życia.
Upadam by go sięgnąć,
chwytam z nienawiścią!
On błyszczy w dłoni jak kruszec drogi…
I ciskam go precz, pod pociąg dziejów,
pod koła, przechodniów nogi.
On świśnie jak pocisk lub,
śmiechem złowieszczym rozpali powietrza przestrzenie,
i zgrzytów fałszywych ton zbudzi piskliwy,
i w piekło zamieni marzenie.
Lecz nieraz, jak diament, deszcz iskier rozkrzesze
by nieba rozświetlić złą toń,
i myśl uspokoi, słowami ocuci,
i zabrzmi donośnie jak dzwon.
Jesteśmy wyrzutem boskiego sumienia, wzgardzonym przez ludzi i świat
nasze cierpienie niczego nie zmieni i katem będzie nam brat.
NASZ CZAS 2000.
Kapitalizm … To wspaniały ustrój!
Wolny rynek , szybki rozwój , konkurencja.
Gospodarka rynkowa stawia przed nami wysokie wymagania…
Wygra ten co się przystosuje,
liczy się ten co im podoła…
Niech zdycha głupia pierdoła…
Pamiętaj – likwidując ludzi eliminujesz konkurencję,
zdobywasz rynki, władzę i pieniądze.
Zniszczysz, zabijesz – zdobędziesz, przeżyjesz.
Powtarzasz pusty slogan : ” wolę być niż mieć”
Spróbuj nie mieć i być , spróbuj nie mieć i żyć…
Władza, forsa, sex – to istnienia cel!
Nie lubię istnienia…
Chwała zwyciężonym!
KOCHAJCIE ZWIERZĄTKA
Człowiek musi kogoś kochać!
Dobry człowiek kocha zwierzątka…
Mój ojciec karmi szynką kotka,
– widziałem dzieci płaczące z głodu.
Moja matka karmi kawiorem psa,
– widziałem człowieka, który jadł trawę…
Tłusty filmowiec fotografował go z zainteresowaniem;
– zdobył za to nagrodę na słynnym festiwalu;
– coś z milion dolarów.
Niestety aktor zmarł…
A wystarczyło sto dolarów by żył…
Filmowiec jeździ “Jaguarem”,
-uczy adeptów sztuki jak kręcić dobre filmy…
Ludzie są dobrzy, ludzie są miłosierni.
Kochają boga i bliźniego, chodzą do kościoła…
Czcij ojca swego i matkę swoją?
-nie lubię ich!
Dobijają mnie swoją głupotą!
Miłuj bliźniego swego jak siebie samego?
Człowiek człowiekowi wilkiem.
– wszyscy kochacie zwierzątka, taka teraz moda.
Chronicie je i dbacie o nie,
zapominacie o ludziach!
Jest ich przecież tak wielu…
Zbyt wielu…
Blokują drogę waszym samochodom… ,
tworzą korki na skrzyżowaniach…
Są mało atrakcyjni, powszechni, banalni…
Potykacie się o nich na chodnikach,
spotykacie ich na ulicach, w szkołach, w sklepach.
Wyglądają nieestetycznie.
Piją i sikają na ściany, a potem śmierdzi – i grzyb… ,
kradną ,żebrzą, przeklinają,
a dzieci patrzą i się uczą…
Co innego lew, niedźwiedź, małpa albo koń,
Są takie milutkie , puci , puci , puci…
Tak pięknie prezentują się w telewizji,
mają takie śliczne mordki i miłe futerka… ,
-aż chce się je pogłaskać i pocałować.
To nic, że mogą odgryźć główkę i zarazić ciekawą bakterią.
One są rzadkością, zasługują na ochronę…
Zwierzątka was potrzebują, zwierzątka was lubią…
Tygrys, rekin, wilk ,pchła, bakterie kiły, wirusy AIDS.
One wiedzą – ludzie są dobrzy i smaczni…
Hiszpanie bardzo lubią byki…
-mordować dla zabawy i zjadać.
Miliard Chińczyków lubi psy, -mocno!
– zwłaszcza kiedy leżą na patelni i pachną…
Miliard Chińczyków nie może się mylić!
Widziałem kobietę rozszarpaną na strzępy.
Uderzyła w autobus pełen ludzi bo nie chciała przejechać psa.
Uciekłem by nie słyszeć wycia rannych;
i szukałem psa by go zabić…
Wiedziałem – człowiek człowiekowi wilkiem.
Kiedyś ucieknę od ludzi
-bardzo, bardzo daleko,
by nie usłyszeć wycia wilków…
MAJĄ LUDZIE MARZENIA.
Ludzie mają marzenia,
prymitywne i proste
zdrówko , kasa i władza
i balety ostre.
Wszyscy użyć chcą życia
Katolicy i Żydzi,
myślą tylko o sobie
nikt bliźniego nie widzi.
Nieraz trafi się dziwak
co świat chciałby naprawić,
pomóc kilku biedakom,
z bólu chorych wybawić.
Zginie w tłoku naiwny,
podeptanym zostanie
kiedy trafi na świnie
do koryta przyssane.
I zapyta myśliciel
-Boga,
wieków włodarza,
“O co chłopie ci chodzi?”
“Czy cię świat nie przeraża?”
I zamyśli się Stwórca
dzieło swe oglądając.
I zawstydzi się Pyszny
dzieciom swym ubliżając.
I zrozumie, że niczym On i Jego Anieli
przy złych ludzi zastępach…
i świat nasz spopieli.
Niszcząc go – wstyd poczuje.
Ja zapytam z wyrzutem:
czy to moja pomyłka , żeś Ty wciąż absolutem…
Czy to nasza jest wina, że bóg taki się trafił
co nic mądrzejszego stworzyć nie potrafił?
MOJE SENTENCJE.
KOBIETA -TRIUMF MACICY NAD INTELEKTEM.
MĘŻCZYZNA-INTELEKT W SŁUŻBIE PENISA.
“ŻYCIE”
Póki twe serce jeszcze mocno bije,
niech radość życia choć przez chwilę w nim zagości,
to nic, że jutro ranek nas obudzi,
przyniesie nowe, stare, znane złości.
Myśli ogarnie szara mgła zwątpienia,
odbierze oddech, mokry, duszny całun,
codzienność lepką siecią cię omota
i rzuci w siną toń beznadziejności.
Okruch, w wir życia nagle pochwycony,
walczysz, pogrążasz się w odmęty,
by na dnie żyć, o słońcu marzyć,
więziony siłą niepojętą.
Lecz przyjdzie czas gdy światła promyk
w brunatnych wodach iskrę skrzesze,
przypomni błogie szczęścia chwile
i w słońce smutne lica wzniesiesz.
Do boju ruszysz, do lotu zerwiesz,
głębiny smutku wnet porzucisz,
znów zaczniesz marzyć, swobodnie myśleć,
pieśń dumną usta twe zanucą.
Znowu nadzieję zbudzisz w sobie cichą,
na życie lepsze, ciekawsze, nowe.
I choć codzienność znowu cię omota,
echo chwil pięknych pozostanie w tobie.
“POSZUKIWACZ”
Ja, wędrowiec w wiecznej pustce,
w kurzu życia polnych dróg
szukam lepszej życia strony,
ludzkich uczuć w wilków stadzie,
głosów dobrych i radosnych nasłuchuję w ciżby gwarze.
Szukałem boga mądrego i dobrego,
ujrzałem ojca o kamiennym sercu,
szalonego ogrodnika na los dzieci nieczułego.
Szukałem szczęścia w alkoholu – sięgnąłem dna.
Szukałem nieba w narkotykach – zstąpiłem do piekieł.
Szukałem w kobietach miłości i piękna,
znalazłem potwory o anielskich twarzach, czarne pończochy,
trochę farby, wysokie obcasy.
Myślałem, spotkam szczęśliwych ludzi w kawiarniach,
kinach, dyskotekach w burdelach,
ale w ich oczach ujrzałem smutek i strach.
Szukałem szczęścia w muzyce i zaznałem chwil radosnych.
Szukałem nieba w marzeniach i bywałem tam.
“OBAWA”
A gdy zasypiać będę kiedyś, snem najmocniejszym, nieprzespanym,
niechaj mnie w bólu ukołysze ton miły, wierny mój towarzysz .
Nie boję sądów się najwyższych, największym sędziom spojrzę w twarz,
bardzo pragnąłem być aniołem choć diabłem wciąż mnie czynił Świat.
Podobno bóg go stworzył dobry aby za kradzież jabłek karać,
osądzi w jednej nas sekundzie lecz nie przewidział odwołania.
Niewinnych skazał na cierpienie: ludzi, zwierzęta, syna swego,
nie będę błagał go o litość kiedy zażąda życia mego.
Jednego boję się naprawdę: czy zagra dla mnie tamta cisza
co trumny wiekiem mnie okryje bym nic już więcej nie usłyszał.
Gdy zamknę oczy swe na zawsze co zabrzmi dla mnie w tamtym innym
Świecie?
Dowiem się kiedy dojdę tam. I wy też kiedyś się dowiecie…
“UTRACONY”
Odebrałeś mi ostatnią, małą szczęścia odrobinę,
wyciem syren obwieściłeś swoją wolę.
Odebrałeś okruch wiary, co promykiem delikatnym,
połyskliwym, migotliwym,
we wszechświata czarnej nocy
trwanie me rozświetlał czule i nadzieję w sercu budził.
Nauczyłeś dziecię swoje słów największych, najpiękniejszych:
miłość, dobro, mądrość, radość, nic co ludzkie obce nie jest,
świat bezpieczny pod Twym rządem,
ludzie piękni i szczęśliwi, silni wiarą, solidarni,
pewnie kroczą ku zbawieniu prostą ścieżką.
Jasny, mocny twoim słowem wszedłem w życie się zanurzyć,
nieść to co nadzieję daje i co zło niedługo zburzy.
Dziś zgorzkniały patrzę smutno na klęsk swoich szlak przebyty,
na upadłe ideały, na świat w całun kłamstw spowity.
Idę !
Pośród jęku ludzi, Pan Cogitto, Don Kichote.
We mgle błądzę, ścieżek szukam.
Los? Przypadek mnie prowadzi?
Racji swoich tak niepewny, tragifarsę życia gram.
Marny aktor w marnej sztuce, ponoć Bóg ją jakiś pisał.
Kriszna? Allach? może Zeus? Jezus ??Budda? Amon Ra?
Później ktoś ją przepisywał, z hebrajskiego ktoś tłumaczył,
zgłoski zmieniał, frazy wstawiał, sens mu troszkę się wypaczył.
Wtrącił zdanie Pan Prezydent, kanclerz dodał zwrotkę całą,
a sekretarz adnotacje żeby łatwiej się czytało.
Los scenariusz stale zmienia, groteskowe role mnoży,
zagram wszystkie je do końca przedstawienie śmierć rozłoży.
Ja nie liczę na nagrodę, na szczęśliwość wiekuistą.
Tam wysoko kosmos zimny, niczym piekło czarny, groźny,
w anihilacyjnym młynie galaktyki w pył mielone,
supernowych rozbłyskami jak gromami rozświetlone…
Teraz tam szukają nieba ludzie wiedzą przerażeni.
Gdzieś na słońcach najgorętszych, na kwazarach, w czarnych dziurach,
rajski ogród wciąż ukryty i nie widać Boga w chmurach.
Radar wiązką przenikliwą wciąż go pilnie poszukuje,
może trafi na Maryję? Przecież gdzieś tam lewituje!
Jedni wierzą w żywot lepszy w ciele krowy lub wirusa,
inni śmieją się z tych wierzeń ale racji swych niepewni.
Los nam wszystkim jest jednaki, śmierć odkryje tajemnicę,
wszyscy wtedy zobaczymy czy sens miało nasze życie.
“WĄTPIĘ…?”
Tyle będzie w nas mądrości,
dobra,
ludzkich uczuć tyle,
ile wątpliwości cichych,
niepewności i rozterek na dnie serca gdzieś ukrytych.
Bo to one, tak niechciane,
uciążliwe, niszczycielskie,
wyznaczniki człowieczeństwa,
burzą świata obraz sielski.
Są istnienia sensem w szale myśli dziwnych i prawdziwych,
chaotyczne, nierealne, mądre?
Chyba?
Może?
Może nie?
A może trochę ?
Znów zapętlą się i wrócą jak wątpienie w wątpliwości.
Jednak tak.
Choć jeśli nie, to tyle wart rozumny człowiek
ile dziwnych logiczności, pytań, zwątpień, niepewności,
wskrzesi twórczy jego umysł ?…
“CHWILE”
Piękne są tylko takie chwile, kiedy fortepian mam przed sobą,
zasiadam lekko do klawiszy i inną staję się osobą.
Wyruszam nagle w wielką podróż, poprzez nadprzestrzeń, w dziwne światy,
odkrywam uczuć galaktyki szczęściem, swobodą tak bogaty.
Silniki w mym kosmicznym statku grają gam mocą niezmierzoną.
Z początku wolno,
coraz szybciej,
akordów coraz nowych brzmieniem,
porzucam Ziemię, smutną, szarą,
płynę w przestworza niezbadane.
Pustkę wypełniam radosnym śmiechem, weselnym gwarem, dzwonów biciem,
rozświetlam iskier blaskiem złotym, przystrajam tęcz błyszczącą nicią.
Przestrzeń ogarniam,
jestem przestrzenią, drgającą błysków miriadami,
paletą barw świetlistych dźwięczną, ciepłą i miękką jak aksamit.
Widzę ją: całą, jasną, żywą,
otaczam ramion czułym kręgiem,
tańczę z nią razem, pieszczę dotykiem, w szalonym, ekstatycznym pędzie.
Rozkoszy zgarniam całe naręcza, chłonę ją każdym zmysłów nerwem,
mam jej tak dużo, więcej zdobywam, nienasycony pragnę wciąż jeszcze,
staję się chwilą przez nieskończoność, przeszywam ją swym dzikim wzrokiem,
ona trwa we mnie, ja w niej się rodzę, jestem bluźniercą i prorokiem.
Żyję!!!
Już dźwięki cichną, podróż się kończy,
lecz echa pieśni wciąż w sercu grają,
Ziemię dostrzegam w srebrnej opończy,
Dziwnie piękniejszą dziś ją ujrzałem.
“WOLA”
Hej, my ludzie dobrej woli, czego życie tak nas boli?
Czego całe jest cierpieniem i zadumą nad istnieniem ?
Co w nim najważniejsze jest, jak odnaleźć jego sens?
Gdzie tkwi dobro a gdzie zło ?
Ta rozterka wciąż mną miota.
Miłość, zdrada, czymże są kiedy śmierć na progu staje,
tak realna, jest tuż, blisko, ból przynosi ,
trwogę wielką, której wiara nie uśmierzy, ani miłość nie pokona.
Na nic zda się wolna wola, którą ponoć każdy ma,
los i tak cię poprowadzi wprost w objęcia pana zła.
Wierzysz w jakieś ważne, piękne i niezmienne ideały,
choć pamiętasz doskonale, że tak wielu oszukały.
Gdybyś życie swe miał strawić gdzieś na wojnie w imię czyjeś,
za Ojczyznę co macochą bardziej niźli matką była,
lub za Boga ojca złego, który światem rządzi ponoć
z jego woli ludzie giną i na rozkaz stosy płoną.
Jeśli pewność masz ogromną, że twą ręką On kieruje
i nad światem czuwa całym pośród chmur w fotelu złotym
toś człowiekiem jest szczęśliwym, chociaż jesteś też idiotą.
Pomyśl, że po drugiej stronie może stanąć człowiek prawy,
co zmuszony jest jak ty iść na rozkaz na bój krwawy.
Wtedy lepiej jest nie widzieć jak umiera z ręki twojej,
przecież on połową ciebie, jego śmierć tak bardzo boli.
Lepiej uwierz, że jest zły, że zabijasz w słusznej sprawie,
właśnie taki jest ten świat, przemoc wygra, przegra człowiek.
Hej, my ludzie dobrej woli, losy nasze przesądzone,
już nie wiemy co jest dobre, gdzie prawdziwe zło się skrywa.
Bóg nam tego nie objawi, człowiek powie rację swoją,
zawikłaną i stronniczą,
strachem i niewiedzą chorą, jak stłuczone lustro krzywą…
Mimo to, my ludzie prawi, choć tak wielu nas zaginie,
w dżungli życia wśród bezdroży takie ścieżki wybierzemy
co są kręte, kamieniste, może prawdę tam znajdziemy?
“NAJWAŻNIEJSZE PYTANIE”
Kiedy na zawsze zamknę swoje oczy, cóż zagra dla mnie tamten nowy świat?
Czy cisza straszna nagle mnie przytłoczy, zimna i twarda, wielka niczym skała?
Może odnajdę dźwięki mej muzyki w dalekim kraju, który nie ma wad?
Spotkam tam dusze mądre i uczciwe, a pieśń prawdziwa wiecznie będzie trwała?
“GLORIA VICTIS
WIERSZ DO NIKOGO”
Zbudujcie pomnik waszym klęskom.
Niech płynie dla was zeń nauka.
Choć wielce cennym jest zwycięstwo
w porażkach warto prawdy szukać.
Niech wartę przy nim wieczną trzyma:
Naród i Rząd i Pan Prezydent,
by duchy zmarłych żywych uczyły
jak mądrze działać w złej życia chwili.
Nie wierzcie w pomoc boga swego
jak każą wam prorocy podli,
anioły świata nie odnowią
byście go nadal niszczyć mogli.
Wszyscy jesteśmy dziećmi narodu
co siebie sam już nieraz sprzedał,
co władców za granicą szukał,
o przyszłość swoją nie zabiegał.
Magnat zmarnował kraj potężny.
szlachcic mu pomógł wiernie służąc,
myśleli: w dobrej walczę sprawie,
przeciwko tym co spokój burzą.
Zbudujmy pomnik naszym błędom!
Jak Stańczyk trwajmy wciąż w zadumie!
Nie wierzmy w cuda i przypadki!
Budujmy przyszłość na rozumie!
Choć wolną dzisiaj jest Ojczyzna
piewców triumfu czas odprawić.
Zbyt wiele stoi przed Nią wyzwań
by czas na fetach hucznych strawić.
Wielcy sąsiedzi u granic trwają,
co polskie solą dla nich w oku,
obietnicami naród mamią
szykując ciągle się do skoku.
A głupi rząd w radości szale
pędzi co sił do Europy,
niemieckie cieszą się szakale,
wyrwą swe ziemie wredne szkopy.
Znów ziomków głośne słychać głosy,
że ich Polacy tak skrzywdzili,
smutne Pomorza przyszłe losy,
Alzację całą już wykupili.
Bandyci, kaci, ludzie bez sumień,
na Ziemi Polskiej osiedleni,
przez których cała Europa
w morzu tonęła krwi i płomieni.
Chcą własność dawną odzyskać dzisiaj,
i satysfakcji chcą moralnej
za zgliszcza września, niewinnych krew,
za mord okrutny i bezkarny.
Sprawiedliwości pragną szczerze
morderców dzieci w najnowszych wozach,
dziadowie Żydów pookradali,
krwawe pieniądze wnukom oddali.
Najnowsze bronie już kupili
za stosy trupów, mężczyzn i kobiet.
Za ojców swoich potworne zbrodnie
gdy padnie hasło ruszą wziąć odwet.
Niemiecka będzie to Europa,
naród morderców wszystkich zwycięży.
Spotka Mołotow znów Ribentroppa,
i znów dobędą swych oręży.
Zbudujmy pomnik naszym klęskom.
Niech płynie dla nas zeń nauka.
I trwajmy przy nim w zadumie wiecznej.
Niech nikt nas więcej nie oszuka!
“PIOSENKA”
Muzyka moją jest radością ,
tarczą,
puchowym zwiewnym płaszczem
co ciepłym dźwiękiem mnie otacza gdy zima lodem skuje Ziemię.
Ona rozświetla dzień ponury, dotykiem pieści smutną twarz,
ubiera w fantazyjne wzory deszczowe chmury tęczą barw.
Jak powiew wiatru w dzień upalny kołysze wieczór traw szelestem,
bym usnąć mógł po dniu zmęczonym, w puchowym łożu, barwnych gam.
Zapadam w błogi dźwięków niebyt, w nirwanę ech, akordów jasność,
po klawiaturach nut aleją w zaświatów przestrzeń niezbadaną
wkraczam …
by w duszy zajrzeć głębię, by doznań nowych poczuć smak,
słowików śpiew srebrzysty słyszę i szmer strumyka w dłonie chwytam.
Powietrze pełną piersią wciągam, w szumiące morze się zanurzam,
chłodem rozkosznym się napawam i ciepłem słońca ciało sycę.
Silny jak orzeł, leki jak wiatr, wzlatuję w górę ponad Ziemię.
Niebo bezchmurne jak ptak zwinny na wskroś przeszywam skrzydeł drgnieniem.
Dostrzegam uczuć świat nieznany, chłonę go całą zmysłów mocą,
pode mną ogród z kwiatów tkany, nade mną słońca skry się złocą.
Fortepian niczym nut paleta, kusi klawiszy rzędem białym
by z pastelowych dźwięków obraz dłonie muzyka malowały,
co koi smutek, spokój niesie, wrażliwość budzi w duszach ludzi,
by mocne tonów uderzenia kamienne serca poruszały.
“TECHNOPIOSENKA”
Gdy powodzią słów banalnych wchłonie nas ocean bratni
my będziemy lewitować, bój to będzie nasz ostatni .
Lewitujcie razem z nami w chmury latać to nie grzech,
nie będziemy iść w zaparte bo to wszystko śmiechu warte.
W tyle osób w prosty sposób wypełnimy ojców dzieło
i się dziwić nie będziemy skąd się tyle dzieci wzięło.
Wzorem dla nas Cassanowa oraz pan Jagiełło Władek, który
w bitwie pod Grunwaldem szwabskim mnichom skopał zadek.
Chociaż Litwin oraz przechrzta, nieuk, tyran, pijanica
ale Polskę uratował, pontonowy most zbudował.
Gdyby mu się nie udało, gdyby przegrał bój z Ulrykiem
to byś dzisiaj swemu dziecku czytał bajki po niemiecku.
Wejdziem wnet do Europy, (tak jak byśmy w niej nie byli ),
wtedy nas załatwią szkopy, zaraz zaczną się potopy,
znowu będą nas rozbierać w grzesznych seksualnych celach,
będą cieszyć się panienki, Niemcy to jest członek wielki,
wielki członek Europy – silny, mądry i bogaty,
ciepłe łóżka nam wymoszczą w krematorium automaty,
wnet zaczniemy się przejmować, niczym dymek lewitować.
Jest cudownie, będzie lepiej, w telewizji wciąż tak mówią.
Czego tego nie widzicie? Czego już się nie cieszycie?
Podążamy ścieżką prostą, Anioł Gabryjel nas prowadzi,
Maryjan pochód nadzoruje więc ochoczo idźcie ludzie!
Ku jasności co w oddali wieści przyjście ery nowej.
Czy to światło jest w tunelu?
Czy błysk bomby wodorowej?
Nie denerwuj się dewociu słysząc takie brzydkie słowa.
Radio tyle ma przycisków, pobaw nimi się od nowa.
Fale długie wieści niosą i podpaski reklamują,
o wróbelkach i o modzie piękne lale znowu trują.
Tu się dowiesz kto z kim sypia, co je premier na śniadanie,
gdy to wszystko zapamiętasz najmądrzejszy wnet się staniesz.
Technorytmie fantastyczny ku przyszłości ty nas prowadź,
unieś w górę nas wysoko z tobą chcemy lewitować…
“ŻYCZENIA”
NIECH CI SŁONKO JASNO ŚWIECI
ALE NIE W ULTRAFIOLECIE.
NIECHAJ PIĘKNE ROSNĄ DZIECI
I WESOŁO ŻYCIE LECI.
NIECH MIJAJĄ CIĘ CHOROBY,
UCIEKAJĄ ZŁE MIKROBY,
WREDNE PRIONY I WIRUSY
W STRACHU DAJĄ WIELKIE SUSY.
NIECHAJ TRAWNIK SAM SIĘ ŚCINA,
STO DOLARÓW CO GODZINA,
NIECH SIĘ W GÓRĘ PNĄ TWE AKCJE
TY JEDŹ SOBIE NA WAKACJE.
CHWIL SZCZĘŚLIWYCH PRZEŻYJ WIELE
W DYSKOTECE I W KOŚCIELE,
IDŹ PRZEZ ŚWIAT TANECZNYM KROKIEM
POD ANIOŁÓW CZUJNYM OKIEM.
A GDY PRZYJDZIE DZIEŃ OSTATNI
NIECH CIĘ KRĄG OTOCZY BRATNI,
W NIESKOŃCZONOŚĆ LEKKO WSKOCZ,
I DO NIEBA ŚMIAŁO KROCZ…
“WY NIE WIECIE.”
CZY WY WIECIE CZY NIE WIECIE COSIĘ DZIEJE W MIKROŚWIECIE,
JAK BAKTERIE SIĘ ZJADAJĄ JAK SIĘ STRASZNIE ZABIJAJĄ.
ŻYWCEM CIAŁA ROZRYWAJĄ I WNĘTRZNOSCI WYŻERAJĄ…
CZY WY WIECIE CZY NIE WIECIE CO SIĘ DZIEJE W MAKROŚWIECIE, JAK SIĘ LUDZIE ZABIJAJĄ, GRANATAMI ROZRYWAJĄ…
BOMBARDUJĄ SIĘ BOMBAMI,
ROZJEŻDŻAJĄ SIĘ CZOŁGAMI,
I NAPALMEM CIAŁA PALĄ, LASERAMI W TWARZ STRZELAJĄ…
CZY WY WIECIE CZY NIE WIECIE CO SIĘ DZIEJE WE WSZECHŚWIECIE?
GALAKTYKI UMIERAJĄ, CZARNE DZIURY JE WCHŁANIAJĄ NA ATOMY ROZRYWAJĄ I W ENERGIĘ ZAMIENIAJĄ…
CZY WY WIECIE CZY NIE WIECIE ILE ZŁA JEST NA TYM ŚWIECIE? WSZĘDZIE WIDAĆ ZAMYSŁ BOŻY, DUCH PRZEKLĘTY WCIĄŻ SIĘ MNOŻY…
TAK SIĘ BAWI BÓG KOCHANY,
W KTĘGLE GRA GALAKTYKAMI,
Z DIABŁEM ROBI WCIĄŻ ZAKŁADY NIE ZLITUJE SIĘ NAD NAMI!
“CZY TO JEST POLSKA?”
Czy to jest polska? – siano pod stołem…
-obrus,
-choinka,
-karp,
-wódka ,
-kiełbasa,
-opłatek i barszczyk,
i koszyk święcony ,
i piękna żydówka w złotach i atłasach?
Krzyż na rozdrożu , kapliczka z figurą
i warchoł okrutny co żywi się bzdurą?!
Dewotka kościelna co mszą się podnieci i diabeł włochaty co po nią przyleci?!
I ludzie bezwzględni- złodzieje, pijacy… taka jest polska -to moi rodacy!???…
NIIIIEEEEEEE! TO NIE JEST MOJA POLSKA!
“ZAPYTAJCIE KUKLIŃSKIEGO”
Jeśli pragniesz DOCIEC PRAWDY , POZNAĆ DZIEJE kraju swego?
-to nie pytaj matki boskiej -lecz… zapytaj Kuklińskiego.
I nie pytaj się noblisty POPAPRANE myśli jego
a Kukliński ci opowie prawdę stanu wojennego.
On najlepiej zna historię i sekrety czasu tego.
Jeśli pragniesz zdobyć mądrość napisz list do Kuklińskiego.
Czy na prawdę mogli wkroczyć, naród w morzu krwi utopić,
i Syberii śnieżne pola mrowiem krzyży przyozdobić?
I całunem z kości tkanym niczym śniegiem białym okryć -stalą czołgów przeorane… pola śmierci…
Zapytajcie Kuklińskiego jak zginęły dzieci jego? Jak się polska odwdzięczyła , jak uczciła syna swego?
O wolności sen się ziścił i co polska o nim myśli?
A czy leszek upasiony wysłał mu choć makaronu , paczkę małą?…
-by w dalekim, obcym kraju coś mu Polskę przypomniało
-tę o której wolnej, dobrej marzył On,
i Norwid,
i Szopen,
i ja…
NIE PYTAJCIE STYROPIANU – NARKOTYCZNY ZAPACH JEGO,
NIE PYTAJCIE SIĘ KAPŁANA CO O FORSĘ WCIĄŻ ZABIEGA,
NIE PYTAJCIE POLITYKA -MÓZG OD WŁADZY MU ZANIKA ,
ZAPYTAJCIE KUKLIŃSKIEGO PRAWDA ŻYJE W SŁOWACH JEGO!
Gen. Kukliński -wysoki oficer w dowództwie “Układu Warszawskiego”- w 1981 roku zdradził plany inwazji na Polskę i uciekł do USA.
Za swój czyn okrzyknięty zdrajcą, skazany na śmierć, stracił żonę i dzieci w niejasnych okolicznościach (zemsta “KGB” za zdradę).
Dla wielu osób zdrajca godny pogardy! Dla mnie przykład wielkiego patriotyzmu i poświęcenia.
TEN KRÓTKI WIERSZ MÓWI WSZYSTKO O MOICH POGLĄDACH…
“NIE ZABIJAJ!!!?”
Boże! Dlaczego muszę zabijać by żyć?
Dlaczego nie mogę asymilować?!!!
Jeżeli muszę zabijać to najpierw zabiję ciebie…
” DZIŚ W BETLEJEM”
Gdzieś w Betlejem,
dziś w Betlejem żyd się śmieje, krew się leje.
Bóg się cieszy, zło się dzieje, ogień płonie, śmierć szaleje…
Oto naród jest wybrany- pan go stale błogosławi Palestyna obiecana -trzeba wszystkich obcych zabić…
Żyd szaleje,
zło się dzieje,
znowu getta i holocaust, kto pomoże Palestynie??? -świat się patrzy -ona ginie…
Ameryka wciąż pomaga, żydów wspiera i hołubi w stanach to jest wielka siła, która Palestynę zgubi…
W koło pełno terrorystów lecz to bardzo dziwni goście im nie chodzi o pieniądze oni giną dla wolności!
Palestyńczyk czy Czeczeniec dziwny jakiś to odmieniec…- kiedyś było tak i z nami gdy kraj gnił pod zaborami.
Granatami i szablami terroryści z powstańcami obcą władzę obalali -krwi swej morze przelewali by wolności sen się ziścił!…
To też byli terroryści!!! ???
Gdyby mieli samoloty,
wielkie porty pełne floty,
własne kraje i knesety i siedzieli w ONZ-ecie…
zwaliby się syjoniści a nie wredni terroryści…
Wyprawialiby bankiety, odpalaliby rakiety i współpracowali ściśle… likwidując terrorystów -dla pokoju oczywiście…
“MIŁOŚĆ KOBIETY”
wiersz na 8 marca…
KOBIETY KOCHAJĄ KWIATY!!!
DLATEGO…
ŚCINAJĄ JE OSTRYMI NOŻAMI…
WIĄŻĄ JE PĘTAMI WSTĄŻEK…
I WSTAWIAJĄ DO FLAKONÓW…
BY TYGODNIAMI WIĘDŁY…
KRZYCZAC Z BÓLU…
BY ICH CIERPIENIE I SMIERĆ …
CIESZYŁY KOBIECE SERCA…
KOBIECE SERCA SĄ TAK WRAŻLIWE NA PIĘKNO…
KOBIETY KOCHAJA KWIATY…
SCINAJA JE I WPLATAJA WE WŁOSY…
A KWIATY PŁACZĄ… PŁATKMI ŁEZ…
MIŁOŚĆ TO PIEKNE UCZUCIE…
W DNIU KOBIET…
W DNIU SMIERCI MILIONÓW KWIATÓW…
W DNIU RADOŚCI MILIONÓW KATÓW…
KWIAT.
——————————————————————————————–
Materiał udostępniany na zasadach licencji
Creative Commons 2.5 Uznanie autorstwa-Użycie niekomercyjne
——————————————————————————————–